środa, 29 kwietnia 2015

Ambasadorka LMP

Dzisiaj dostałam paczkę od Le Petit Marseillais:
A tak wyglądała jej zawartość:
No, nie mogę się już doczekać wieczornego prysznica i przetestowania któregoś z żeli :p Albo moja niecierpliwość mi nie pozwoli czekać do następnego dnia i będę próbowała wszystkie po kolei - cały dzień nie wyjdę spod cieplutkiego prysznica :D



wtorek, 28 kwietnia 2015

Kremy Manuka

Po szoku spowodowanym kolagenem Colway przyszła kolej na kojący dotyk kosmetyków z miodem Manuka.
W moich łapkach znalazły się trzy kremiki - do rąk, do ciała i do twarzy. Wszystkie z nowozelandzkim miodem Manuka.
  1. Krem na dzień, rewitalizujący, kojący: (środkowe pudełeczko) Krem dosyć silnie pachnie pszczelim woskiem, nie wyczuwa się za to żadnych sztucznych zapachów. Tylko ów wosk. Sam krem jest średnio wydajny. Moja skóra niespecjalnie lubi tego typu kremy najwyraźniej, bo krem niechętnie się wchłaniał. Nie był jednak tłusty i niekomfortowy w nakładaniu.Nie było także tłustego filmu na twarzy, czego można byłoby się spodziewać po kremie z miodem i woskiem pszczelim. Po wchłonięciu kremu skóra była delikatna i miękka oraz nie łuszczyła się przez dłuższy okres czasu. Wychodzi więc na to, że najlepszy efekt dają kosmetyki czysto naturalne, bez chemicznego badziewia.
  2. Leczniczy, nawilżający krem do skóry: (górne pudełeczko) Jak poprzedni, ten krem również silnie pachnie pszczelim woskiem, bez żadnych wyczuwalnych sztucznych dodatków. Także jest średnio wydajny i tak samo jak poprzedni niechętnie się wchłaniał. Również po nim skóra była miękka i gładka, co w przypadku skóry na moim ciele jest dosyć intrygującym efektem.
  3. Zmiękczający, ochronny krem do rąk na bazie miodu Manuka: (dolne pudełeczko) Pierwsze co zaskakuje w tym kremie, to zapach. Pachnie prześlicznym, delikatnym zapachem świeżego miodu (aż się głodna zrobiłam :D) i nie sztucznego miodu ze sklepów, tylko tego prawdziwego, niczym świeżo wyjętego z pasieki. Również konsystencja przypomina miód. Ten krem akurat wchłaniał się bardzo ładnie i przede wszystkim, nie musiałam go brać dużo, a dłonie mimo tego były miękkie i miłe w dotyku (zazwyczaj są suche i szorstkie). Efekt również utrzymał się bardzo długo, co w przypadku kremów do rąk graniczy z cudem.
Reasumując, kremy są bardzo dobre, praktycznie oparte jedynie na naturalnych składnikach, dla osoby o zdrowej skórze na pewno będą rewelacyjne, natomiast dla osób z problemami skórnymi również polecam, bo jest kojący i delikatny. Chociaż ja i tak najbardziej rzucam się na krem do rąk ze względu na ten cudowny, apetyczny zapach, który też utrzymał się dość długo :D Kosmetyki można zakupić na http://www.kosmetyki-manuka.pl/

niedziela, 26 kwietnia 2015

Kolagen Colway

Zamówiłam ostatnio sobie próbki kolagenu. Bo tyle się o tym ostatnio mówi, że kolagen leczy skórę, że pomaga, ujędrnia i w ogóle cud naturalny z rybich skór. No to dlaczego by nie spróbować, a nóż kolejny dobry specyfik znajdę?
Według instrukcji na próbce należy nakładać kolagen na wilgotną skórę. No więc umyłam buzię i nie czekając, aż wyschnie posmarowałam się kolagenem. I stwierdzam jedno - nigdy więcej! Piecze jak żywa rana polana spirytusem w celu odkażenia! W miejscu, gdzie kolagen dotknął skóry momentalnie pojawiła się piekąca, czerwona smuga, musiałam natychmiast wszystko zmywać.
Ponieważ jednak byłam ciekawa działania kolagenu na normalnej, zdrowej skórze, to poprosiłam moją mamę o przetestowanie. Po mojej reakcji nie była zbyt chętna, ale jednak dała się namówić. Oto jej wrażenia:
Oczywiście nic jej nie piekło, kolagen nie jest wcale wydajny, sporo potrzeba, aby posmarować całą twarz. Ponieważ jest w postaci bezbarwnego żelu, po nałożeniu wysycha. Po wyschnięciu mama miała uczucie bardzo napiętej i ściągniętej skóry. Mówiąc i ruszając mięśniami twarzy, miała wrażenie, jakby pękała "maska" z kolagenu. Uczucie bardzo nieprzyjemne i niekomfortowe. Niemniej w dotyku skóra była napięta i bardzo delikatna. Oczywiście po jednym razie nie można ocenić leczniczych właściwości kolagenu, niemniej jednak moja mama uznała, że woli inne specyfiki. Hmmm... Może babcia się skusi w takim razie? :D

wtorek, 21 kwietnia 2015

Krem ze śluzem ślimaka

Dzięki uprzejmości Snails Garden Cosmetics dostałam 4 saszetki Kremu odżywczo-regenerującego z naturalnym śluzem ślimaka.
Długo nie chciałam ich ruszyć, no bo jak to, śluz ślimaka? Jakieś paskudztwo, bełe :p Może od razu sobie nałapię ślimaków i na twarz położę.... Fuuuuj :p No ale w końcu się przemogłam.
Pierwsze wrażenia: zawartość swoim wyglądem i konsystencją w żaden sposób nie odbiega od innych kremów, co mnie miło zaskoczyło, jako że spodziewałam się jakiegoś ciągnącego się, śluzowatego paskudztwa. No nic, raz się żyje, smarujemy.
Wrażeń ciąg dalszy: ładnie pachnie, wchłania się bardzo dobrze. No cóż, efekt nawilżenia nie utrzymał się u mnie zbyt długo, jak w przypadku większości kremów. Norma. Natomiast pod wieczór ze zdziwieniem zauważyłam, że twarz jest bledsza niż zwykle. A w końcu zawsze policzki i nos mam strasznie czerwone od popękanych naczynek. No to dobra, smarujemy się i na noc.
Kolejny dzień testów: Skóra rano bez rumienia, co nie jest normalne. Do tego widoczne są tylko te największe pajączki, które i tak już przygasły. Zachęcona efektem posmarowałam się znowu. Tym razem efekt nawilżenia utrzymał się prawie cały dzień. Za każdym smarowaniem twarz coraz bardziej bladła.
Podsumowanie: Twarz ładnie zbladła, rumień zniknął, a z pajączków zostały tylko te, które wcześniej były największe i najbardziej widoczne. Teraz za to są niewielkie i niezbyt widoczne i to tylko po czterech smarowaniach. Ale najbardziej zdumiewającym efektem używania tego kremu jest znikanie dziwnych narośli na nosie, których miałam kilka. To tak jakby pozostałości po trądziku, nie wiem zresztą, ważne, że narośle były zawsze na dużych, pękniętych naczynkach. Teraz nie dość, że te pajączki zniknęły, to narośle widocznie się zmniejszyły, a pajączków pod nimi już nie ma. Tak więc krem ma bardzo silne właściwości regenerująco-naprawiające skórę, z czym jeszcze się nigdy nie spotkałam.

Naprawdę polecam, na wszelkiego rodzaju niedoskonałości skóry. Poprawa kondycji skóry jest bardzo szybka, proces leczenia niedoskonałości zaczyna się niemal natychmiast, a na efekty naprawdę nie trzeba dużo czekać. Krem można zakupić na stronie: http://www.snailsgardencosmetics.com/
Uważam, iż cena nie jest wygórowana, zważywszy na efekty, jakie można już uzyskać używając go zaledwie kilka razy.

Ciasto kokosowe

Po obiadku czas na deser. Czyli ciasto kokosowe :)

Składniki:
  • 250 g miękkiej margaryny
  • 1 szklanka drobnego cukru
  • 2 łyżeczki ekstraktu z wanilii lub paczuszka cukru waniliowego
  • 4 jajka
  • 2 szklanki mąki pszennej
  • 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 1 szklanka wiórków kokosowych
  • 1 szklanka mleka kokosowego
 
Przygotowanie:
Margarynę, cukier i ekstrakt utrzeć razem na puszystą masę. Białka ubić osobno na sztywną pianę. Do utartej margaryny dodawać po jednym żółtka cały czas miksując. Dodać wszystkie inne składniki i zmiksować na jednolitą masę. Pianę z białek delikatnie wmieszać ręcznie.
Przełożyć do formy wysmarowanej masłem i wysypanej bułką tartą lub wyłożonej papierem do pieczenia.
Piec godzinę w 170 stopniach do suchego patyczka.
Wystudzić, polukrować, posypać wiórkami.

Gulasz wieprzowy

Wczoraj na obiad postanowiłam zrobić gulasz. Wszystkim w domu bardzo smakuje, a przygotowanie nie jest zbyt pracochłonne.
Przepis dla 4 osób.

Składniki:
  • 60 dag mięsa wieprzowego
  • dwie większe cebule
  • przecier pomidorowy (duży słoiczek)
  • 3 łyżki keczupu łagodnego
  • po większej szczypcie: bazylii, oregano, tymianku, majeranku, ziół prowansalskich
  • chili/ostra papryka do smaku
  • 2-3 łyżeczki słodkiej papryki
  • czubata łyżeczka curry
  • 1 łyżka miodu prawdziwego
Przygotowanie:
  1. Mięso kroimy w kostkę i rzucamy na rozgrzany olej na patelni. Szatkujemy cebule w piórka i dorzucamy do mięsa. Od czasu do czasu mieszamy.
  2. Przygotowujemy zalewę w połowie litra wody z pozostałych składników.
  3. Gdy mięso się trochę podsmaży, a cebula zeszkli, zmniejszamy gaz na mały i zalewamy przygotowanym płynem.
  4. Dusimy pod przykryciem tak długo, aż mięso będzie kruche, od czasu do czasu mieszając.
  5. Na końcu można sos zagęścić łyżeczką mąki, jeśli dla kogoś będzie za rzadkie.
Można podawać z ryżem lub makaronem. Najlepszy do tego jest mój ryż curry (przepis na blogu) lub makaron typu rurki (niestety kupiłam jedynie muszelki, ale też było smaczne :D)

sobota, 18 kwietnia 2015

Ziaja kozie mleko vs Neutrogena z maliną

Oprócz twarzy muszę oczywiście smarować całe ciało. Kremu do ciała musi więc być odpowiednio dużo. Ostatnio kupiłam mleczko do ciała z Ziaji "Kozie mleko", kompletnie zapominając o tym, że w domu mam jeszcze pół flachy "emulsji do ciała z maliną nordycką" od Neutrogeny.
Tak sobie pomyślałam, który z nich  będzie lepszy? W końcu Neutrogenę już znam, mam ją jakiś czas, no ale niestety ma to do siebie, że jest droga. A mleczko od Ziaji było tańsze. Czy to znaczy, że gorsze? No cóż, przekonamy się.
Ponieważ balsamu z Neutrogeny używam od pewnego czasu mogę powiedzieć, że dobrze się wchłania (tylko dlaczego musi być taki zimny, jak go wylewam na skórę?!), pachnie delikatnie i świeżo, nie powoduje podrażnień. Efekty nawilżenia na mojej skórze (przypominam, to nie jest normalna skóra, tylko chora, z rybią łuską) utrzymują się około 3 godzin. Niemniej nawet na drugi dzień, mimo łuszczenia się, skóra jest nadal dosyć miękka i elastyczna.
Dzisiaj po raz pierwszy spróbowałam nowego kosmetyku. Oczywiście tak samo zimny na skórze, jak Neutrogena, brrrrrr. No ale cóż, z każdym kosmetykiem na ciele jest to samo, więc to żaden wyznacznik :D Niestety Ziaja przegrywa z Neutrogeną. Przede wszystkim nie chce się tak dobrze wchłaniać, trzeba dłuższą chwilę wsmarowywać.Efekt nawilżenia utrzymuje się dużo krócej, do tego mam takie dziwne, mało komfortowe uczucie na posmarowanej skórze - jakbym miała na ciele jakąś dziwną błonkę. Paskudztwo, wierzcie mi. I właśnie dlatego piszę do producentów prośby o próbki, bo w tej chwili całą butlę mogę sobie wyrzucić. Chyba że mama zechce, to dostanie jako niespodziewany prezent ode mnie :)
W tym wypadku okazuje się, że droższy krem jest lepszy, ale wierzcie mi, nie zawsze występuje taka zależność :p Z serii Neutrogena używam również kremu do rąk i pomadki do ust (również z serii malina nordycka) i z całej tej gamy jestem bardzo zadowolona.

Kosmetyki z linii Neutrogena dostępne są praktycznie w każdej drogerii (ostatnio wszystkie Neutrogeny widziałam w Rossmanie) oraz w większych supermarketach, np w Carrefourze czy Kauflandzie. Kozie mleko z Ziaji kupiłam w Rossmanie.

Ryż curry

Ogólnie uwielbiam ryż. I czasem są dni, że wcinam go przez cały tydzień, codziennie :) Przedstawiam mój ulubiony przepis na ryż - ryż curry. Może już gdzieś jest w internecie, może nie, tak czy siak ja go wykombinowałam sama :)

Najpierw surowy, sypki ryż należy podsmażyć na patelni. Dzięki temu potem się nie klei i jest pyszny. Ilość ryżu zależy od ilości osób, które mają go jeść, dwie szklanki wystarczają na obiad dla czteroosobowej rodziny.
Podsmażony ryż należy oczywiście ugotować. Przygotowujemy więc "zalewę" do ryżu. Proporcje to:
1 szklanka ryżu = 2 szklanki wody = 1 kostka rosołowa drobiowa. Znaczy się, na dwie szklanki ryżu dajemy dwie kostki rosołowe i 4 szklanki wody :D Dodajemy również łyżeczkę curry. Zazwyczaj gotuję właśnie dwie szklanki ryżu i spokojnie wystarczy dodanie łyżeczki curry. Opcjonalnie można dodać szczyptę kurkumy.
Zalewamy ryż podsmażony na lekko złoty kolor (zdjęcie wyżej).
Garnek powinien stać na małym gazie i pod przykryciem. A my czekamy, aż ryż "wcmokta" cały płyn. Pi razy drzwi trwa to około 15 minut. Następnie wyłączamy gaz i ryż pod przykryciem dochodzi około 5 minut. Polecam jednak próbować ryż, czasem nie musi dochodzić tak długo :)

Ryż może być zarówno dodatkiem do innego posiłku (na przykład gulaszu) albo samodzielnym posiłkiem. Jest naprawdę przepyszny. Tak wygląda po ugotowaniu (nie dodawałam kurkumy! Z kurkumą jest ciemniejszy).
A tutaj z owym gulaszem :)
Po pysznym obiedzie zalecane jest "pół godziny dla słoniny" z filiżanką pysznej Banchy (japońska zielona herbata). Albo jakiejkolwiek innej, pysznej herbatki, chociaż naprawdę polecam zielone herbaty, są o wiele zdrowsze od czarnej :)

środa, 15 kwietnia 2015

Luxorya

Dostałam z firmy Luxorya 6 takich małych próbeczek - 3 kremy "zielona oliwka" i 3 kremy "bursztyn&kawior".

Postanowiłam wypróbować obydwa kremiki na raz - na jednym policzku jeden, a na drugim drugi kremik. Od razu rzuca się w oczy to, że kremiki są bardzo wydajne. Przy smarowaniu zauważyłam, że krem "zielona oliwka" jest bardziej natłuszczający, co zresztą wcale mnie nie dziwi.
Po pewnym czasie od posmarowania sprawdzam stan skóry. Policzek posmarowany "zieloną oliwką" jest bardziej miękki od tego smarowanego "bursztynem". Po kolejnym odcinku czasu stan ten się utrzymuje, ale do tego na policzku od "bursztynu" pojawiają się pierwsze odstające, łuszczące się kawałeczki skóry. Jest ich bardzo mało, ale jednak są. Po około 6 godzinach od posmarowania skóry obydwa policzki się łuszczą, ale bardzo, bardzo niewiele. Można więc śmiało stwierdzić, że efekt utrzymuje się długo.
Kremy nie podrażniają skóry, niepożądanych reakcji brak. Efekty są dosyć długotrwałe, a skóra jest miękka i delikatna. Jestem z nich zadowolona.

Kosmetyki Luxoryi można kupić na ich stronie internetowej: http://luxorya.pl/

wtorek, 14 kwietnia 2015

Clochee

Jak już wcześniej pisałam, mam rybią łuskę i cerę naczynkową, więc trudno mi dostać dobre kosmetyki, a na eksperymenty niestety mnie nie stać - wiele kremów wyrzuciłam po jednym użyciu. Ostatnio w internecie znalazłam firmę (Polską) Clochee, sprzedającą kosmetyki naturalne. Zwróciłam się więc do nich o próbki kosmetyków, nakreślając sytuację i miła Pani je do mnie wysłała. Taka o to paczuszka do mnie przyszła:

Idąc więc po kolei:
  1. Wygładzający olejek do demakijażu (duża saszetka): dosyć dobrze zmywa makijaż i przyjemnie natłuszcza skórę. Tak więc mamy płyn do demakijażu z jednoczesną funkcją natłuszczenia suchej skóry (brak uczucia ściągnięcia). Łagodzi podrażnienia po makijażu. Mam wrażenie, że nie byłoby problemu z użyciem go po prostu jako zwykłego olejku do twarzy (zamiast kremu).
  2. Przeciwzmarszczkowy krem na dzień (mała, biała saszetka): moment testowania tego kremiku zbiegł się akurat z jakimś takim dniem, że po nocy miałam strasznie podrażnioną skórę. Zdarza się. W takich jednak momentach piecze mnie praktycznie każdy krem do twarzy, bez znaczenia jest reakcja skóry niepodrażnionej. Posmarowałam jednak tę podrażnioną skórę tym kremem i po prostu cud. Żadnego pieczenia, swędzenia, podrażnienia, nic. Skóra była mięciutka, delikatna i wcale nie zaczęła się łuszczyć po półtorej godzinie, jak zazwyczaj. Efekt pięknej, delikatnej skóry utrzymał się cały dzień, co nigdy wcześniej się nie zdarzyło.
  3. Krem odmładzająco-regenerujący na noc (mała, srebrna saszetka): jest wydajny i ładnie się wchłania. Rano twarz wyglądała bardzo ładnie, nie łuszczyła się jak zazwyczaj i nie była również wysuszona. 
Podsumowując, naturalne kosmetyki Clochee bardzo dobrze oddziałują na skórę, efekt utrzymuje się długo, reakcji alergicznych brak, a do tego w razie podrażnień kremy łagodzą pieczenie i "naprawiają" podrażnioną skórę. Link do sklepu internetowego: https://www.clochee.com/

niedziela, 12 kwietnia 2015

Hydraphase Intense Legere

Nie jestem z niej za bardzo zadowolona. Konsystencja jest bardzo wodnista i jak na mój gust za szybko się wchłania. Owszem, nawilża skórę, niestety efekt mija bardzo szybko (przynajmniej w przypadku mojej skóry). Jest w miarę wydajna, ale mimo wszystko wolałabym, by była bardziej gęsta, a efekt dłużej się utrzymywał na skórze.

sobota, 11 kwietnia 2015

Rosaliac CC

W moje łapki dostała się próbka kremu "Rosaliac CC krem" z La Roche-Posay. Według katalogu firmy krem ma zmniejszyć intensywność zaczerwienień oraz wyrównywać koloryt.
 Rosaliac CC jest swoistego rodzaju podkładem. Maskuje rumień i nie wysusza skóry oraz nie piecze. Bardzo ładnie dostosowuje się do koloru skóry i nie rozmazuje się. Odpada więc uganianie się za odpowiednim odcieniem podkładu i odpowiednim kremem od twarzy... Rosaliac CC łączy w sobie nawilżający krem i delikatny podkład. Zdecydowanie dobra rzecz.

RedBlocker krem

Niedawno w aptece dostałam próbki kremu "RedBlocker krem do skóry naczynkowej".

Byłam nieco nieufna, w końcu nie ma sensu wierzyć reklamom, no ale skoro już dostałam próbkę, to postanowiłam ją wypróbować.
I jestem bardzo zadowolona. Posmarowałam się nim raz (jest bardzo wydajny - próbka 2ml wystarczy na jakieś 5 smarowań, a rumień mam na policzkach i nosie) i prawie natychmiast silny rumień na policzkach się zmniejszył. Efekt natomiast utrzymywał się około dwóch dni po posmarowaniu (mimo mycia twarzy).
Krem nie jest taki tani, jednak zdecydowanie warto go kupić, jeśli ktoś ma tak duże problemy z naczynkami, co ja :) Zdecydowanie polecam. A to mój dzisiejszy zakup w aptece :p