środa, 23 września 2015

Inveo - serum do rzęs oraz delikatny lotion

Gdzieś w czerwcu portal urodaizdrowie.pl organizował konkurs z marką Inveo.W jego wyniku wygrałam Naturalne serum do rzęs oraz Delikatny lotion na bazie wody micelarnej do demakijażu oczu.
Naturalne serum do rzęs na bazie ekstraktów roślinnych i peptydów zawiera bogatą kompozycję z naturalnych ekstraktów roślinnych - m. in. z kiełków soi, pszenicy, ekstraktu z żeń szenia, gotu koli, bajkaliny oraz kompleksu peptydowego, natomiast delikatny lotion na bazie wody micelarnej zawiera glicerynę i d-panthenol i jest kompletem razem z serum - ma za zadanie przygotować rzęsy do aplikacji serum.

Byłam bardzo ciekawa tego zestawu, ponieważ od zawsze mam bardzo słabe włosy i rzęsy, łatwo się łamią i wypadają. Tak więc taka kuracja wydawała się być jedynym ratunkiem dla mych rzęs. Zaczęłam aplikować sobie serum zgodnie z instrukcją, najpierw oczywiście dokładne oczyszczenie i odtłuszczenie powiek i rzęs za pomocą otrzymanego lotionu, a następnie aplikowałam serum. Pierwsze efekty można było zaobserwować już po około dwóch tygodniach regularnego stosowania. Rzęsy stały się mocniejsze, bardziej czarne i widocznie grubsze. Po miesiącu od pierwszego użycia uzyskałam efekt, o jakim marzyłam. Mogę teraz poszczycić się pięknymi, długimi i czarnymi rzęsami. Teraz wykonując makijaż nie muszę się obawiać, że mimo tuszu nie będzie widać rzęs, bo teraz są naprawdę piękne.
Reasumując, kosmetyki są warte swojej ceny, a marka Inveo stworzyła produkt, który naprawdę działa.

sobota, 29 sierpnia 2015

Eveline - Nawilżający płyn micelarny Program360°

 Dzięki portalowi Kobietamag.pl miałam okazję testować Nawilżający PŁYN MICELARNY 3w1 z serii Program 360° od Eveline Cosmetics. Mimo że byłam ciut uprzedzona do tej marki, postanowiłam dać jej jeszcze jedną szansę, zachęcona opisem produktu. Jak się okazało, całkowicie niesłusznie.

Płyn ten ma usuwać makijaż, dokładnie oczyszczać, koić i łagodzić skórę, służy do mycia twarzy, oczu i ust. Według producenta również służy do pielęgnacji skóry wrażliwej i suchej. Na opakowaniu jest również zaznaczone, że produkt nie zawiera parabenów.
Śledząc uważnie skład produktu (ponieważ mam bardzo wrażliwą skórę) dostrzegłam, iż pomiędzy wieloma bardzo użytecznymi składnikami, jak micele, komórki macierzyste z jabłoni szwajcarskiej, kolagen roślinny, kwas hialuronowy, ekstrakt z alg laminaria, kompleks witamin A+E+F oraz alantoiną producent przemycił kilka bardzo niebezpiecznych i szkodliwych związków.
Tymi związkami są:
  • Methyl Gluceth 20, będący tak zwanym PEG. Ze specyfikacji PEG wynika, że są to składniki rakotwórcze, uszkadzające strukturę genetyczną komórek. Wnikają wgłąb skory i czynią ją bardziej "przepuszczalną" dla innych substancji czyli również wrażliwszą na zanieczyszczenia w powietrzu i drażniące substancje w kosmetykach.
  • Phenoxyethanol, to powszechnie stosowany konserwant w kosmetykach, często powoduje wysypki skórne
  • Disodium EDTA. Dla jednych osób jest on nieszkodliwą substancją dopuszczoną do użytku, dla innych jest toksycznym związkiem. Dotarłam do informacji, że jest on bardzo niebezpieczny dla kobiet w ciąży i matek karmiących, osób stosujących antybiotyki oraz takich, które przyjmują leki zawierające cynk, żelazo, miedź, glin, ołów i bizmut. EDTA ma działanie wiążące metale ciężkie. Z drugiej strony jednak Disodium EDTA pełni funkcje antyoksydacyjne i konserwujące czyli chroni zarówno przed wolnymi rodnikami jak i rozwojem patogenów. Często jednak jest zanieczyszczony i działa rakotwórczo. Podrażnia skórę i błony śluzowe.
Uważam więc, że producent powinien ostrzegać przed użyciem tego typu substancji. Co z tego, że produkt nie ma parabenów, skoro zawiera inne szkodliwe substancje, mogące powodować niepożądane reakcje organizmu.

Mnie osobiście ten płyn bardzo podrażnił skórę, powodując silne pieczenie oraz zaczerwienienie. Mimo, że naprawdę dobrze zmył makijaż, to ściągnął skórę i ją podrażnił, co wedle opisu nie powinno się w ogóle wydarzyć, skoro płyn przeznaczono właśnie do cery wrażliwej i do tego suchej.

Po marce Eveline spodziewałam się lepszego produktu i większego dopasowania do problemów skórnych. Żałuję, że zagłębiać się w cały skład produktu zaczęłam dopiero po użyciu płynu micelarnego, zachęcona jego opisem na przodzie buteleczki. Na przyszłość najpierw posprawdzam, czym są łacińskie nazwy w składzie kosmetyku, który zechcę kupić, a dopiero potem zabiorę się za jego użycie. Nie polecam osobom o skórze suchej i wrażliwej, z alergią, AZSem i innymi problemami skórnymi.

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Adidas Climacool

Po raz pierwszy dostałam się do kampanii testerskiej na wizaz.pl W sumie do dzisiaj nie rozgryzłam, czym kieruje się jury na tym portalu przy wybieraniu testerek, bo na pewno nie odpowiedziami w ankietach... Ale cóż, dostałam się, przetestowałam i jestem naprawdę zadowolona :) Tak wyglądał zestaw, który dostałam do testów:
Wysoka butelka to antyperspirant Adidas Climacool w sprayu, natomiast mała to ten sam antyperspirant, ale w kulce.
Antyperspirant bardzo ładnie pachnie, zapach jest delikatny i bardzo świeży. Co najważniejsze dla mnie i dla wielu użytkowników, nie zawiera alkoholu i tym samym nie podrażnia skóry. Przy psikaniu na skórę (w przypadku sprayu) byłam lekko wystraszona białym nalotem z antyperspirantu i byłam już pewna, że ciuch pójdzie do prania po jednym użyciu... Ale nalot bardzo szybko zniknął, nie pozostawiając śladów na sukience. Z kulką nie miałam takich przygód, minusem jak dla mnie jest to, że trochę długo wysycha, przez co przed dłuższą chwilę ma się takie nieprzyjemne, lepkie uczucie pod pachą.
Tak jak napisał producent, podczas ruchu antyperspirant mocniej pachnie i zapobiega poceniu się. Również prawdą jest, że działa do 48 godzin.
Bardzo się cieszę z tego zestawu, pierwszy raz mogę użyć zwykłego antyperspirantu ze sklepu, a nie z apteki, tym samym latem mogę ładnie pachnieć i przy tym nie obawiać się o pot i plamy na ubraniach. Polecam zwłaszcza teraz, na te nadchodzące upały, zdecydowanie zapewnia świeży zapach i uczucie komfortu.

poniedziałek, 20 lipca 2015

Bułeczki drożdżowe

Ostatnio coś mnie złapało na ciasta drożdżowe. Ale doszłam do wniosku, że po co mam wydawać forsę i przepłacać w cukierni za drożdżówkę, skoro mogę sobie takową upiec sama! :D Tak więc przekopałam książkę babci w poszukiwaniu przepisu i... do dzieła :D

Składniki:
  • 5 dag drożdży
  • 0.5 kg mąki
  • 2 jajka
  • pół szklanki letniego mleka
  • szklanka cukru
  • 5 dag masła
  • cukier puder i gorąca woda na lukier
Przygotowanie:
Z drożdży zrobić zaczyn i poczekać, aż trochę wyrośnie. W tym czasie odważamy i odmierzamy resztę składników. Następnie roztapiamy masło i chłodzimy je. Podrośnięty zaczyn wlewamy do miski z pozostałymi składnikami. Następnie porządnie zagniatamy ciasto. Musi być dobrze wyrobione! Zostawiamy je do wyrośnięcia na około pół godziny.
Dzielimy ciasto na 12 równych części. Z każdej porcji wytaczamy podłużny wałeczek i zwijamy na kształt ślimaka. Zostawiamy na blaszce przez godzinę do wyrośnięcia.

Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni, wkładamy nasze bułeczki i pieczemy około 20 minut. Wyjmujemy, lukrujemy, czekamy aż nieco wystygną.... A potem robimy pyszną herbatkę bądź kawkę i wcinamy :D

Smacznego! :D

niedziela, 19 lipca 2015

Arganowy krem-maska do rąk i paznokci

W obecnych czasach narosło wiele mitów dotyczących tanich, dyskontowych sklepów. Większość osób uważa, że wszystko co tanie jest do niczego, że to chłam i badziewie niewarte uwagi ani kosztów. Podczas niedawnego pobytu w Lidlu znalazłam na półce całkiem niedrogi krem do rąk firmy La Luxe Paris. Skuszona składem oraz ceną (zapłaciłam za niego 6.99 zł za 100 ml kremu) kupiłam go i postanowiłam przetestować.
Krem-maska do rąk i paznokci zawiera kwas hialuronowy, olej arganowy, wyciąg z lukrecji, olejek z kiełków pszenicy i naturalną betainę, D-panthenol i allanthoinę. Wnioskując więc po jego składzie jest to bardzo dobry krem nie ustępujący niczym kremom z tak zwanych wysokich półek o równie wysokich cenach. Tym samym upada mit, że tani krem z marketu jest nic nie wartym specyfikiem.
Jak wiadomo, moje dłonie są bardzo suche i potrzebują dużych dawek nawilżenia, natłuszczenia i o wiele większej dbałości, niż normalnie. To wszystko zapewnił mi innowacyjny krem marki La Luxe Paris.
Jest on bardzo wydajny, dłonie natychmiast nabierają cech miękkości i jedwabistej gładkości.
Efekt ten utrzymuje się dość długo, a regularne stosowanie zapewnia bardzo długotrwały efekt. Olejek z kiełków pszenicy przeciwdziała procesom starzenia, a wyciąg z lukrecji redukuje przebarwienia i wyrównuje koloryt skóry. D-panthenol i allantoina działają kojąco na podrażnienia, a olejek arganowy doskonale regeneruje i odżywia.
Reasumując jest to luksusowy krem-maska o eleganckim, waniliowym zapachu skutecznie wspomagający naturalną regenerację oraz wzmocnienie hydrolipidowej bariery ochronnej naskórka, czego mojej skórze bardzo potrzeba. Krem świetnie się wchłania i nie pozostawia uczucia lepkości, już od pierwszego zastosowania skóra dłoni staje się miękka, elastyczna i jedwabiście gładka.
Jeśli kiedyś dostrzeżecie ten krem na sklepowej półce w Lidlu lub innym markecie, kupcie go koniecznie, bo naprawdę warto.

środa, 17 czerwca 2015

Sklep a Tab

Ze strony TestMeToo miałam okazję przetestować sklep internetowy a Tab. Dostałam kupon na 20 zł do wykorzystania w tym sklepie, a oprócz tego darmową wysyłkę.
TestMeToo - dołącz do nas


Dzięki kampanii kupiłam sobie 2-litrowy szklany dzbanek, zawierający także wkład chłodzący (plastikowa tubka dokręcana do wieczka dzbanka do napełnienia lodem) oraz odpowiedniej długości mieszadełko. Idealny na upalne dni :)

W sumie sklep obsługuje się bardzo łatwo, chociaż najbardziej brakuje mi tam możliwości ustawiania towarów względem cen, np. od najniższej. Ale tak poza tym sklep sprawuje się bardzo dobrze, chociaż jak większość internetowych jakoś strasznie tani nie jest :D

wtorek, 16 czerwca 2015

Naleśniki z bitą śmietaną

Każdy lubi dobre rzeczy do jedzenia, ja nie jestem wyjątkiem. A więc dzisiaj deserek wręcz przepyszny, chociaż ciutkę kaloryczny - naleśniki z bitą śmietaną.
Składniki na ciasto naleśnikowe:
  • 2 jajka
  • 2 szklanki mąki
  • 2 łyżki kawy rozpuszczalnej
  • 1 łyżka kakao
Do rozcieńczenia użyć wody zmieszanej pół na pół z mlekiem, tyle ile potrzeba do uzyskania pożądanej gęstości. Kawę rozpuścić w wodzie, schłodzoną dodać do ciasta.
Na rozgrzanej patelni smażyć naleśniki, następnie je wystudzić. Temperatura pokojowa wystarczy, nie muszą być z lodówki.
Składniki na masę:
  • śmietana kremówka 30%
  • cukier puder do smaku
Śmietankę wlać do wysokiego naczynia, ubijać mikserem na najniższych obrotach, jak zacznie gęstnieć dodać cukier puder i ubijać, aż śmietana będzie całkowicie sztywna.
Nakładamy na naleśniczki, składamy w kopertki, ustrajamy wedle życzenia.

Tym którzy się odchudzają proponuję nadzienie w wersji lightserek homogenizowany naturalny, z 5 dag wiórków kokosowych i cukier puder do smaku. Wszystko razem zmiksować i nakładać do naleśnika.

W obu wersjach naleśnik jest wręcz przepyszny :)

Ciekawostka: Jeśli ktoś się zastanawiał, czy w obecnych czasach w warunkach domowych można zrobić sobie masło, to wyjaśniam, że można :D Mi za pierwszym razem udało się ze śmietany kremówki zrobić masło, bo zbyt długo ją miksowałam na zbyt dużych obrotach :D

Smacznego!

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Kojący balsam do ciała

Intensywnie szukając odpowiednich balsamów do pielęgnacji mojej trudnej skóry, zwłaszcza teraz na lato, z czym jest największy problem, weszłam w posiadanie Kojącego balsamu do ciała do skóry wrażliwej firmy Flos-Lek.
Skład wyglądał bardzo obiecująco, balsam zawiera  wyciąg z aloesu, olejek migdałowy oraz ekstrakt z Laminarii Hyperborea (jest to alga z mórz północnych). Do tego na buteleczce pisze, że bardzo wyraźnie poprawia on nawilżenie skóry, a badania przeprowadzono na osobach ze skórą atopową, z odczynami alergicznymi oraz nadwrażliwej na standardowe kosmetyki pielęgnacyjne. Słowem - coś dla mnie.
Balsam jest bardzo wydajny, niewielka ilość wystarczyła mi do posmarowania całej ręki od ramienia do palców. Bardzo świeżo pachnie, zmiksowanym zapachem aloesu i migdałów. Napis na buteleczce wcale się nie myli - naprawdę widać różnicę, skóra jest bardzo nawilżona i miękka. Zastosowany po kąpieli natomiast niweluje uczucie ściągania i wysychania skóry. Mam też wrażenie, że ciało jest delikatnie schłodzone, co teraz latem jest bardzo przydatne. Efekt nawilżenia utrzymuje się około pół dnia, więc jak na moje warunki skórne jest to bardzo długi okres.
Z czystym sumieniem polecam, będziecie naprawdę zadowoleni, a cena również nie jest taka tragiczna - na internecie już około 20 zł.

piątek, 12 czerwca 2015

Wake Me Up Rimmel

Nie tak dawno dołączyłam do szczęśliwego grona Inspiratorek Rimmela. Jakby ktoś się zastanawiał, co to oznacza, to jest to po prostu testerka :D Obecnie firmy się prześcigają w wymyślaniu różnych dziwnie brzmiących nazw dla testowania produktów. Bo w końcu Inspiratorka brzmi ładniej i bardziej intrygująco niż Testerka :D Dzisiaj dostałam miłą paczuszkę:
Znajdował się w niej podkład Wake Me Up o kolorze 203 True Beige (w zgłoszeniu sama go wybrałam) oraz mascara z tej samej serii w kolorze Black (internet twierdzi, że ta mascara istnieje także w kolorze Extreme Black). Opakowania są bardzo ciekawie wykonane i eleganckie. Prócz tego podkład ma wygrawerowaną na szkle nazwę firmy.
Co zadziwiające, podkład pachnie. Ogórkiem :D Bardzo ładnie i świeżo pachnie, czuć też delikatny zapach cytrynki. Do tego posiada bardzo delikatne, rozświetlające drobinki. Nie ma właściwości wysuszających, co liczy mu się bardzo na plus, przy odpowiednim kremie do twarzy podkład w ogóle nie wysuszy skóry. W sumie mnie osobiście podoba się ten zapach :) Oczywiście nie mogłam się powstrzymać przed natychmiastowym wypróbowaniem, skąd wiem, że nie wysusza mojej skóry. Podkład bardzo ładnie się rozprowadza po skórze i dobrze ukrywa wszystkie niedoskonałości. Jest bardzo wydajny, już niewielka ilość wystarczy do pokrycia całej twarzy.
Mascara również pachnie ogórkiem, ale nieco mocniej niż podkład. Bardzo ładnie rozdziela rzęsy i pogrubia je. Szczoteczka ma kształt gruszki, więc łatwo nią manewrować i uwydatnić nawet te rzęsy przy kąciku oka bez ryzyka pobrudzenia się. Nie pozostawia grudek, a efekt jest naprawdę mocno widoczny. Już po pierwszym "przeczesaniu" rzęs są wyraźnie bardziej czarne, dłuższe i uwydatnione. Marka Rimmel do czegoś zobowiązuje :) Już raz miałam mascarę tej firmy i również była świetna, chociaż nie pachniała tak ślicznie :)
Paczuszka Inspiratorki bardzo przypadła mi do gustu, zwłaszcza że narzekałam już na brak mascary :D Tak więc tegoroczne lato minie mi pod znakiem cytrynowo-ogórkowych inspiracji wprost z Londynu :)

czwartek, 11 czerwca 2015

Natłuszczający olejek myjący - kuracja AZS

Dzisiaj taki pościk odnośnie upałów. Jak wiadomo, w upały pocimy się (chociaż u mnie ten problem nie jest aż tak okropny, prawie się wcale nie pocę), więc trzeba się umyć. Nawet po to, żeby ochłodzić ciałko :) W upały sięgamy po płyny pod prysznic nawet kilka razy dziennie. I tu pojawia się problem: czym się umyć, aby odświeżyć ciało, ale jednocześnie nie musieć pokrywać go warstwą kremów nieprzepuszczających powietrza i dodatkowo grzejących i tak już przegrzane ciało. Tak więc aby uniknąć oskarżeń, że dyskryminuję markę Ziaja - dzisiaj znów seria Ziaja Med: Natłuszczający olejek myjący do kąpieli i pod prysznic z serii Kuracja dermatologiczna AZS.
Jak już wcześniej pisałam, moja skóra doskonale reaguje na specyfiki do skóry atopowej lub łuszczycowej. Nie inaczej jest w tym przypadku.
Ten kosmetyk wyjątkowo firmie Ziaja się udał. Nie dość, że świetnie się pieni i doskonale myje skórę, to mimo swoich natłuszczających właściwości nie pozostawia na skórze tłustego, grzejącego filmu. Mało tego! Skóra po nim nie jest tak wysuszona, jak po innych płynach lub żelach do mycia, tylko jest miękka i nawilżona, jakbym w trakcie mycia używała prócz tego jakiegoś specjalnego kremu nawilżającego. Oprócz tego pozbyłam się zwyczajowego swędzenia schnącej skóry. Olejek zapewnia świeżość i delikatne oczyszczenie skóry, idealne zarówno na upały jak i na zimę. Jak widać więc nazwa "natłuszczający olejek" niekoniecznie oznacza uczucie tłustej skóry, co latem jest w ogóle nie do pomyślenia.
Polecam wszystkim osobom z problemami skórnymi, a zwłaszcza przy skórze przesuszonej, gdy latem nie chcemy dokładać dodatkowego "ciepłego kocyka" z tłustych kremów. Natłuszczający olejek myjący firmy Ziaja idealnie nadaje się do częstego mycia, nie wysusza skóry, a wręcz przeciwnie, zapewnia uczucie świeżości i komfortu.

środa, 10 czerwca 2015

Szampon łagodzący - kuracja przeciwświądowa

Jak widać, w aptece można dostać sporo ciekawych rzeczy :) Dzisiaj seria Ziaja Med - Szampon łagodzący, kuracja przeciwświądowa.
Brałam go pod uwagę jako alternatywę dla Pharmacerisa - jest o wiele tańszy, a buteleczki są dosyć duże.
Ale przed zakupem czegokolwiek, trzeba to wypróbować, zwłaszcza przy takich problemach skórnych jak moje.
Szampon ładnie się pienił, dobrze umył włosy. Nie jest więc takim złym środkiem. Problemy jednak zaczynają się przy wysychaniu włosów. Owszem, naprawdę nie czułam swędzenia. Co z tego, skoro odczuwałam pewien rodzaj pieczenia skóry? Najpierw czułam na głowie dziwne ciepło, którego nie powinno być, a potem skóra w tych miejscach zaczynała delikatnie piec. Nie było to nie do wytrzymania, dało się przeżyć, jednak zdecydowanie nie było to komfortowe.
Na całe szczęście była to jedyna wada, jestem więc przekonana, że to wina specyfiki mojej skóry. Jak na razie jednak Pharmaceris na miejscu 1 :)

wtorek, 2 czerwca 2015

Konkurs "Wakacyjne zakupy"

Na moim fanpagu na facebooku (link po prawej stronie) zrobiłam wakacyjny konkursik :) zapraszam wszystkich do udziału :)
Do wygrania bony rabatowe na pierwsze zakupy w sklepie internetowym Zalando :)

Żel do mycia ciała i skóry głowy

Od dosyć dawna szukam dla siebie dobrego szamponu. Dobrego, czyli takiego, który wymyje włosy, nie zatłuści ich oraz jeśli jest to możliwe, to zadba i o skórę głowy, która ma w zwyczaju po myciu strasznie swędzieć. Niestety, jak dotąd miałam do wyboru albo czyste włosy albo brak swędzenia. Jak łatwo się domyślić, wybierałam opcję nr 1. Do czasu, aż dzięki uprzejmości firmy Pharmaceris otrzymałam ten oto środek: Żel do mycia ciała i skóry głowy z serii Pharmaceris P (seria dla łuszczycy).
Długo biłam się z myślami i przymierzałam do testowania. Jak dotąd każdy szampon z apteki, który miał za zadanie pielęgnować skórę głowy sprawiał, że włosy mimo mycia wyglądały na wciąż tłuste, chociażbym nie wiem co z nimi wyprawiała. Ale doszłam do wniosku, że skoro mam dobre doświadczenia ze specyfikami Pharmaceris, to trzeba w końcu wypróbować otrzymany szamponik. Najwyżej umyję włosy drugi raz czymś innym, trudno.
Wrażenia przy myciu: Żel zapachu nie ma żadnego. W sumie to nawet dobrze - nie będę kichać czy coś :D Do tego nie ma żadnych barwników, jest przezroczysty. Specyfik pieni się świetnie. Można stwierdzić nawet, że pieni się lepiej niż niejeden zwykły szampon. Do tego wcale nie trzeba go dużo, żeby porządnie umyć włosy. Tak więc część myjąca zaliczona pozytywnie :)
Wrażenia po wyschnięciu włosów: Po zdjęciu ręcznika i pozostawieniu włosów do wyschnięcia zaraz zauważyłam, że nie czuję wcale swędzenia. Cosik nowego, bardzo miłe uczucie, nie musieć się drapać ciągle po zimnych, mokrych kłaczkach :D Najważniejszy jednak dla mnie jest efekt po całkowitym wyschnięciu. I tutaj Pharmaceris się sprawdził. Włosy są miękkie, puszyste, widać, że są czyściutkie i świeże.
Podsumowując. Pharmaceris P żel do mycia potrafi zadbać zarówno o skórę głowy, aby nie swędziała i nie schodziła aż tak bardzo, jak i o włosy, by były czyste, świeże i miękkie. Zostaje mi więc jedynie udać się do apteki w celu zakupu, bo wychodzi na to, że w końcu udało mi się znaleźć odpowiedni szampon :)

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Atoderm Intensive

Jakiś czas temu brałam udział w naborze na testerów Atoderm Intensive firmy Bioderma zorganizowanym przez w/w firmę. Jak widać, zostałam szczęśliwą posiadaczką tubeczki 75 ml :)
Krem jest przeznaczony dla osób ze skórą atopową, ma zapobiegać swędzeniu i łuszczeniu się skóry, tak więc dla rybiej łuski również jest bardzo odpowiedni.
Ponieważ na ulotce pisze, że ma on zapobiegać świądowi, posmarowałam nim te części ciała, które swędzą najbardziej i najczęściej, to znaczy łopatki, kręgosłup i ogólnie plecy. Na całe ciało kremu było mi zdecydowanie szkoda, bo tubka jest tak mała, że wykorzystałabym chyba wszystko na raz.
Moje wrażenia: krem jest dość wydajny, łatwo się wchłania, zostawiając skórę bardzo miękką i nawilżoną. Ulotka nie kłamie, Atoderm naprawdę łagodzi świąd, a w moim przypadku całkowicie go niweluje. na czas około 3 dni. Ogólne nawilżenie utrzymuje się długo, co też jest dużym sukcesem (z ciekawości posmarowałam szyję, nawilżona była ponad dobę. Plecy niestety mniej, zapewne dlatego, że ubrania wycierają krem ze skóry).
Z kremu jestem bardzo zadowolona, byłam w totalnym szoku, gdy zorientowałam się (po pół dnia), że w czasie od posmarowania się Atodermem nie podrapałam się ani razu! A plecy swędzą niestety ciągle... Ale teraz na całe szczęście mam jeszcze trochę tego specyfiku :) Na pewno kupię jeszcze :)

Edycja 6.07.2015:  Równolegle do kampanii testerskiej firma Bioderma zrobiła konkurs na najlepszą opinię kosmetyku i ufundowała 20 nagród specjalnych. Dzisiaj dostałam moją nagrodę, oto ona:
W jej skład wchodzą krem Atoderm Intensive (butelka 500ml), o którym tu pisałam oraz Atoderm Intensive Gel Moussant żel oczyszczający (butelka 500ml), o którym napiszę w osobnym poście :) Jestem naprawdę zadowolona, wielkie dzięki dla firmy Bioderma :)

czwartek, 28 maja 2015

Provag

Kilka dni temu otrzymałam od firmy Biomed emulsję do higieny intymnej Provag. Była to wygrana w konkursie na testerkę na stronie kobiecosc.info . Zestaw był bardzo fajny, bo oprócz emulsji Provag i próbek w jego skład wchodził niewielki, ale bardzo chłonny ręczniczek i trzy globulki nawilżające. Te dwie ostatnie pozycje nie były wyszczególnione jako skład zestawu, więc byłam bardzo mile zaskoczona rozpakowując paczuszkę.
Za testowanie zabrałam się natychmiast, a próbki rozdałam kobietom w najbliższej rodzinie. Przede wszystkim Provag mieści się w buteleczce z bardzo wygodnym dozownikiem. Jedna doza (jedno naciśnięcie pompki) całkowicie wystarczy na porządne umycie. Żel doskonale się pieni, jest bezbarwny oraz ma delikatny, miły zapach. Doskonale odświeża, a uczucie czystości i świeżości długo się utrzymuje.
Z ulotki wiem, iż różowy Provag jest wręcz polecany do skóry takiej jak moja, tzn. skłonnej do podrażnień, bardzo wrażliwej, a także dodatkowo atopowej. Wprawie nie mam AZSu, ale kosmetyki do tego schorzenia bardzo dobrze się u mnie sprawdzają.
Emulsja zawiera naturalne składniki w postaci metabolitów bakterii z rodzaju Lactobacillus, które to działają przeciwdrobnoustrojowo i pomagają zapobiegać rozwojowi niekorzystnych mikroorganizmów. Emulsja także nie zawiera konserwantów, dzięki czemu nie zaburza naturalnej flory bakteryjnej okolic intymnych. Provag jest tak delikatny, że nadaje się nawet dla małych kobietek :)
Ze stosowania jestem bardzo zadowolona, na pewno będę go kupować.

poniedziałek, 25 maja 2015

Perlux White

Po perypetiach z pralką naszedł czas na pranie białego. Wreszcie!
Po wyjęciu z pudełka perły Perlux White czuć intensywny zapach. Dozowanie i metodyka prania taka sama jak w przypadku Perlux Color. W bębnie pralki wylądował szlafrok kąpielowy frotte, w celach testowych możliwości Perluxa skarpetki, których już ze względu na starość nie da się praktycznie doprać, a siedzą w szafie z sentymentu oraz inne części garderoby typowo białe.
Po wyjęciu z pralki zapach prania jest naprawdę śliczny. Delikatny i bardzo orzeźwiający, chociaż zapach samej perły jest bardzo intensywny i mnie osobiście się nie podobał. Jednak pranie pachnie przepięknie :) Przy rozwieszaniu następuje uważne oglądanie efektów. Szlafrok jest bielutki, odświeżony, bardziej biały jak przed praniem. Niestety, skarpetkom nawet Perlux nie dał rady. Pozostaje już chyba z szacunkiem je wywalić, albo zostawić na inne testy. Pozostała część prania jest miękka, delikatna, odświeżona i ślicznie pachnie. Ba, pokój po praniu pachniał świeżością perły przez kilka kolejnych dni.
Reasumując, Perlux White nie jest taką rewelacją, jakiej się spodziewałam, nie zmienia to jednak faktu, że środkiem piorącym jest świetnym. Zdecydowanie bardziej wolę Perlux Color, głównie ze względu na to jego odświeżenie koloru. Niemniej będę polecać obydwa Perluxy, ponieważ ich największym atutem, obok bardzo dobrych właściwości piorących, jest brak konieczności używania jakichkolwiek dodatkowych środków do prania/wybielania/zmiękczania/ochrony koloru.

czwartek, 21 maja 2015

Khortytsa

Wzięłam udział w konkursie wódki Kortytsa na Facebooku. Konkurs polegał na wymyśleniu hasła do reklamy Khortytsy. I ku własnemu zdumieniu wygrałam! Byłam jedną z 10 nagrodzonych osób... :D A tak wygląda nagroda konkursowa, butla 0.7l Khortytsy :D Będzie degustacja, oj będzie :D

środa, 20 maja 2015

Perlux Color

Wczoraj zaraz po otrzymaniu paczki zabrałam się do testowania. Wybór padł na Perlux Color, jako że akurat miałam robić pranie kolorów. Słowem w pralce wylądowały zielone zasłony, czerwony polar, puchata malinowa sweterko-bluza, kilka T-shirtów i bluzek w różnych kolorach i jakieś dżinsy. A więc wyciągnęłam z opakowania zieloną, ślicznie pachnącą kapsułkę Perlux Color.

Pranie nastawiłam na 40 stopni, tak jak pisało w ulotce. Również pranie prało się ponad 40 minut, wedle zaleceń. Do pralki dałam tylko perłę Perlux, nie dawałam dodatkowo żadnych środków zmiękczających czy płynów do płukania.
Perła rozpuściła się bardzo ładnie, nie zostawiając po sobie żadnych zabrudzeń. Otoczka żelowa również rozpuściła się całkowicie. Obserwowałam piorące się pranie co jakiś czas i zauważyłam, że Perlux nie pienił się za mocno, więc nie trzeba było płukać prania drugi raz, jak to się zdarza przy niektórych proszkach. Po wyjęciu z pralki od razu czuć przyjemny, świeży zapach, jednak wcale nie jest on nachalny.
Wszystkie rzeczy były dobrze wyprane, bez brudnych śladów. Polar nawet miał odświeżony kolor, bardziej intensywny niż po innych praniach. Również dżinsy nie wyblakły po praniu, a wręcz przeciwnie, zrobiły się bardziej granatowe. Reasumując, wszystko wyprało się bardzo dobrze, kolory na wszystkich rzeczach są odświeżone i intensywniejsze. Rzeczy są bardzo miękkie, jak po użyciu płynu do płukania. Również bardzo ładnie pachną, zapach utrzymuje się bardzo długo, pranie wyprane wczoraj pachnie do teraz.
Uważam, że Perlux Color jest bardzo dobrym środkiem piorącym, zastępuje użycie kilku osobnych produktów (proszku do prania, płynu do płukania, środku zmiękczającego, odplamiacza i odświeżacza koloru) jedną kapsułką. Mimo iż do testowania podchodziłam bardzo sceptycznie, starałam się odnaleźć jakieś minusy tych kapsułek (bo jak to tak, recenzja bez żadnej krytyki), to nie udało mi się odnaleźć niczego takiego. Naprawdę uważam, że jest to bardzo dobry środek piorący z tak zwanej górnej półki i zdecydowanie polecam go innym osobom. Dużym ułatwieniem jest także idealne dozowanie środka piorącego - nie trzeba już bawić się z miarkami, nic się nie rozsypuje, nic się nie rozlewa, po prostu jedną perełkę wkładam do bębna i spokojnie czekam, aż pralka skończy prać. Jutro robię pranie białego, zobaczymy, jak Perlux White poradzi sobie ze zszarzałymi skarpetkami, których od wielu prań nie można doprać oraz plamami z trawy na moim białym T-shircie :) Perlux Color sprawił się rewelacyjnie, z czystym sumieniem mogę namawiać na zakup pereł do kolorów :)

wtorek, 19 maja 2015

Kampania Perlux

Jakiś czas temu dostałam się do kampanii testowania pereł do prania Perlux :D Dzisiaj, właśnie przed chwilą, dostałam paczkę ambasadorską. Co zawiera? Oto zdjęcie :D
Opakowanie Perlux Color (tu) - 16 pereł do prania kolorów, opakowanie Perlux White (tu) - 24 perły do prania białego oraz 15 paczuszek do rozdania przyjaciołom i znajomym - w każdej paczuszcze 2 perły Perlux White.
Po otworzeniu obydwu paczek stwierdzam, że Perlux Color pachnie ładniej. Zobaczymy, jak perły sprawią się w praniu, kolory już nastawione :D Teraz tylko czekać, aż się wypierze... Nie mogę się doczekać wrażeń :D

Jeśli chcecie brać udział w kampaniach i dostawać takie fajne rzeczy do testowania, to rejestrujcie się na portalu Streetcom :)

Edycja 17.07.2015:  W czasie trwania kampanii Perlux na Streetcomie ogłoszono konkurs na recenzję na forum lub blogu, oczywiście zgłosiłam się :D Dzisiaj przyszła nagroda za wygraną w tym konkursie :D
Dostałam całą kupę pereł piorących Perlux White (114 sztuk :D) i 16 Perlux Colorów :D Jednym słowem - pływam w perłach, nie muszę się martwić o pranie i jestem naprawdę zadowolona :D Tylko niestety moja pralka na ten widok postawiła głośne veto i zdechła (chyba programator) :D

poniedziałek, 18 maja 2015

Sushi :)

Były rzeczy dobre dla skóry i włosów, to teraz trzeba coś dobrego dla brzuszka :)
Dzisiaj miałam nieodparte pragnienie spożyć coś niekonwencjonalnego. A że kuchnię azjatycką uwielbiam, co chyba widać, padło na sushi w polskim wydaniu :)
Ponieważ płaty nori są drogie i co tu dużo mówić, nie każdy je lubi i umie dobrze przyrządzić (zwłaszcza taki amator jak ja :D) znalazłam przepis na sushi w specjalnym naleśniku.

Składniki na naleśniki:
  • 4 jajka
  • 2 łyżeczki sosu sojowego
  • 1 łyżeczka cukru
  • 3 łyżeczki oliwy
  • 2 łyżeczki białego wina
  • 1 łyżeczka mąki (czubata)
Wszystkie składniki dokładnie połączyć i smażyć na rozgrzanej patelni cieniutkie naleśniki. Z podanej porcji wychodzi około 6 naleśników.

Nadzienie:
  • szklanka ryżu (ugotowany w 550 ml wody), ryż ma być nieco kleisty po ugotowaniu
  • paczka pałeczek krabowych surimi
  • ogórek zielony
  • papryka czerwona (może być konserwowa)
  • papryczka pepperoni (opcjonalnie)
  • szczypiorek
  • jeśli ktoś lubi, dodatkowo można dodać np sałatę
Przed rozłożeniem ryżu na naleśnikach należy go połączyć ze specjalną zalewą. Zalewę robimy mieszając łyżkę cukru pudru z dwiema łyżkami octu ryżowego. W przypadku braku octu ryżowego wystarczy łyżka zwykłego octu zmieszana z łyżką wody. Tak powstały płyn należy zmieszać z gorącym ryżem. Gorący ryż natychmiast należy rozkładać na naleśnikach, gdyż zimny nie chce się kleić i sushi się rozlatuje.
Wszystkie warzywka kroimy na podłużne, cienkie paseczki. Na naleśniku rozprowadzamy warstwę ryżu, układamy paluszki surimi oraz warzywa i delikatnie zwijamy naleśnik. UWAGA. Naleśnik należy zwijać ostrożnie, ponieważ lubi się rozrywać.
Trzeba poczekać chwilkę, aż naleśnik nieco ostygnie. Następnie pokroić na plastry grubości około 1 cm. Należy podawać z sosem sojowym. Ja akurat miałam sos sojowo-grzybowy, tak czy siak pasował idealnie :)
Smacznego :)

niedziela, 17 maja 2015

Szampon z glinką




Podczas niedawnych porządków w łazience w przepastnych czeluściach mojej szafki znalazłam takie oto saszetki z szamponem. Kompletnie zapomniałam o ich istnieniu. Jest to Szampon błotny z glinką Ghassoul z serii "Powitanie z Afryką" firmy Bielenda.

Skoro już znalazłam szampon, to wypadałoby go przetestować, bo po ilości saszetek wnioskuję, że zakupiłam je, wsadziłam do szafki i zapomniałam na czas dłuższy... :D A więc. Szampon pachnie dosyć ciężkim, mocnym zapachem. Nie umiem go zidentyfikować, ale bardzo mi się podoba. Jakby się tak zastanowić, to przywodzi na myśl ciężkie powietrze Afryki, przesycone kadzidłem i zapachem piżma. Czyli naprawdę przyjemnie. Szampon zdecydowanie wydajny nie jest. Jedna taka saszetka to na moje włosy było za mało (mam je trochę za ramiona). Musiałam dobrać drugą. Dwie saszetki za to pieniły się bardzo dobrze i porządnie umyły włosy, w sumie tak jak każdy normalny szampon.
Każdy z nas zna tę chwilę, gdy włosy zaraz po umyciu ślicznie pachną, a po godzince, dwóch zapach wietrzeje, zostawiając tylko czyste, puszyste włosy. W przypadku tego szamponu tak nie jest. Zapach utrzymał się na włosach całe dwa dni, a kiedy przez dłuższą chwilę wieczorkiem odpoczywałam, grzejąc włosy swoim ciałem, to te wygrzane miejsca pachniały jeszcze intensywniej. Pierwszy raz spotykam się z tak długo pachnącym szamponem.
Polecam więc każdej kobiecie, która lubi, by włosy oprócz bycia czystymi i puszystymi długo i ładnie pachniały. Zapach natomiast jest idealny na randki lub na wieczorne wyjście.

sobota, 16 maja 2015

AA Hydro Algi

Biorę udział w testowaniu kremów firmy AA z serii Hydro Algi. Do testowania dostałam dwa pudełka - Hydro Algi Różowe i Hydro Algi Błękitne.
Jak pisałam w poprzednim poście, trzeba było posmarować czymś podrażnioną skórę. Wybrałam do tego Algi w kolorze różowym.
Krem ma delikatny kolor różowy (może niezbyt widoczny na zdjęciu, ale jednak jest) i delikatną konsystencję. Jest wydajny, więc takie opakowanie starczy na długo. Bardzo dobrze się wchłania, a oprócz tego, jak zauważyłam, łagodzi podrażnienia. Do tego tak, jak informuje napis na pudełku, naprawdę redukuje przebarwienia i poprawia koloryt skóry. Akurat tak się składa, że mam sporo przebarwień na skórze i pajączków i naprawdę po kilku smarowaniach zaczęły blednąć.

Wcześniej posmarowałam się algami błękitnymi. Tutaj zdjęcie już pokazuje, że kremik jest delikatnie niebieski :) Tak samo jak przy różowych algach, jest delikatny, wydajny i bardzo ładnie się wchłania. Oprócz tego tak jakby chłodzi skórę  - ja tego nie zauważyłam, ale moja mama twierdzi, że po posmarowaniu się policzki były chłodniejsze niż zwykle. Efekt działania utrzymywał się dłużej niż u alg różowych, ale błękitne algi jedynie nawilżają. Zdecydowanie wolę więc te różowe, mimo że efekt po nich jest krótszy.

Obydwa kremiki sprawiają, że skóra jest delikatna i gładziutka. Efektów negatywnych zdecydowanie nie zauważyłam w obydwu przypadkach, brak tłustego filmu, uczucia nadmiernej lepkości skóry czy reakcji alergicznych. Bardzo się cieszę, że akurat mnie przypadło w udziale testowanie tych kremów, bo trudno jest dobrać właściwy krem do skóry z problemami. Krem, który można bez problemów kupić w markecie i to za niezbyt wygórowaną cenę. :)

Kampanię prowadziła strona internetowa ibeauty.pl, a ja zostałam jedną ze 100 testerek tych kremów :)

piątek, 15 maja 2015

Emulsje micelarne



 Jak się dzisiaj zdążyłam przekonać, emulsja emulsji nierówna. Skuszona promocją w aptece postanowiłam kupić sobie Emulsję micelarną do mycia twarzy firmy Anida. Kupiłam ją tylko dlatego, że na butelce, co widać na zdjęciu, jest napisane, że jest to specyfik do skóry delikatnej i wrażliwej, nie zawiera mydła i związków zapachowych. 


W takim razie niech mi ktoś wyjaśni, co - na wszystkie siły sprawcze, karmy i inne badziewia - w takiej emulsji robi alkohol?! I to mocno wyczuwalny alkohol?! Wprowadzona w błąd nazwą i opisami na butelce nie sprawdziłam składu... Czy raczej sprawdziłam, ale jak już było za późno. Jak zawsze o tej porze wycisnęłam troszkę tego specyfiku na palce i pac! - zaczęłam myć sobie czoło, robiąc najpierw okrągłą plamę na czole, a potem ją rozprowadzając ruchem kolistym. Sądzę, że musiałam wyglądać wręcz uroczo z czerwonym, okrągłym plackiem na samym środku czoła, który wykwitł prawie natychmiast (do tego okropnie piekąc) wabiąc wszelkie spojrzenia smakowitą czerwienią maliny. Nic, tylko karton na łeb i nie pokazywać się światu. Natychmiastowo rzuciłam się zmywać to barachło, bo piekło niemiłosiernie, no ale co dalej? Mordkę trzeba czymś w końcu umyć, mimo że mydłu mówimy stanowcze nie. Cóż, czas wrócić do starych, wypróbowanych resztek gdzieś na szafce :D Swego czasu kupiłam w aptece Emulsję micelarną firmy Cetaphil (swoją drogą sądziłam, że to od Anidy to to samo, tylko pod inną nazwą i z 3 razy tańsze...Cóż, myliłam się.)
Niezawodny Cetaphil nie dość, że pięknie zmywa twarz z codziennego kurzu i pozostałości kremów, to do tego NIE PIECZE! I nie robi kretyńskich, malinowych placków na środku czoła. Tak więc jeżeli macie skórę alergiczną, wrażliwą i/lub podrażnioną, NIGDY, NEVER nie kupujcie emulsji micelarnej od Anidy. Albo po prostu przez kupnem każdej nowinki sprawdzajcie uważnie skład, żeby nie skończyć jak ja - z głową ukrytą pod ścierką do mycia naczyń :D Ot co :D

Podrażnioną skórę trzeba jednak czymś nasmarować, żeby podrażniona być przestała. A czym? O tym w następnym poście :P

środa, 13 maja 2015

Le Petit Marseillais

Jak już wcześniej pisałam, zostałam Ambasadorką Le Petit Marseillais. Czas więc na recenzję otrzymanych produktów :)


Najpierw do testów wybrałam sobie mleczko do ciała. Zawsze jestem ciekawa takich kremików i balsamów, więc to idzie na pierwszy ogień. A więc najpierw umyć się pod prysznicem, a potem wysmarować. Do mycia za pierwszym razem wybrałam próbkę kremowego żelu pod prysznic "Kwiat pomarańczy". Pierwsze wrażenie - zapach bardzo przyjemny, chociaż nie nachalny, bardzo delikatny, idealny na chwile relaksu. Ma ładny, kremowo biały kolor, ale jak na mój gust jest troszkę za płynny. Mimo tego bardzo ładnie się pieni i zmywa stresy całego dnia. Po umyciu skóra jest miękka i o dziwo moja skóra nie wyschła tak bardzo, jak zazwyczaj.
Po przeschnięciu sięgnęłam po mleczko nawilżające do bardzo suchej skóry "Lait Hydratant" z olejkiem arganowym, słodkim migdałem i masłem Shea. Gęsta konsystencja specyfiku ładnie się rozprowadza po skórze, a skóra bardzo chętnie go wchłania. Efekt nawilżenia i miękkiej skóry utrzymywał się dosyć długo i do tego bardzo przyjemnie pachniało. Działanie można przyrównać do profesjonalnego dermokosmetyku przeznaczonego do pielęgnacji skóry suchej i z problemami.
Przy następnej kąpieli wzięłam sobie delikatny żel pod prysznic i do kąpieli "Pomarańcza i Grejpfrut".  Wybitnie dominującym zapachem żelu jest zapach grejpfruta, jednak jest on bardzo przyjemny i orzeźwiający. Zamknęłam oczy i próbowałam wyczuć zapach pomarańczy, jednak niestety, grejpfrut przejmuje kontrolę :) Czułam się jak w grejpfrutowym raju! Bardzo ładnie się pienił, skóra jest naprawdę delikatna i jedwabista w dotyku i co najdziwniejsze, po dłuższym czasie na skórze znika zapach grejpfruta, a uwidacznia się zapach pomarańczy, niewyczuwalny podczas kąpieli.
Kolejna kąpiel i kolejne wrażenia zapachowo-dotykowe. Teraz delikatny żel pod prysznic "Werbena i Cytryna". Tutaj dominuje zapach cytryny, werbena pozostaje jakby w oddali. Zapach oprócz tego jest taki nieco słodkawy. Bardzo ładnie się pieni, chociaż też troszkę płynnawy. Ogólne wrażenie bardzo pozytywne, zwłaszcza iż na dłuższy czas na skórze pozostaje zapach werbeny. Tak, zapach cytryny ulatnia się szybko, ale delikatny, przyjemny zapach werbeny pozostaje na dłuższy czas, wywołując uczucie otulenia miękkim kocykiem pachnącym niczym łąka pełna ziół.

Podsumowując, produkty zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie. Każdy z nich jest bardzo wydajny, o niepowtarzalnym zapachu. Pomarańczę i Grejpfruta polecam w momentach, gdy potrzeba orzeźwienia i energii na cały dzień, Kwiat pomarańczy jest idealny w środku dnia, na chwile przyjemnego relaksu i spłukania z siebie codziennych stresów, natomiast Werbena i Cytryna są idealne na wieczór, przed snem, przyjemnie koją zmysły i kołyszą do snu. Wszystkie te kosmetyki polecam dynamicznym, wymagającym kobietom, ale również takim, które potrzebują chwili dla siebie, a nie zawsze znajdują na nią czas w pełnym pracy dniu.

wtorek, 5 maja 2015

Avon Nutra Effects Hydration

Ostatnio po długim biciu się z myślami postanowiłam wypróbować nowy krem od Avon. Generalnie nie przepadam za tą marką, ich kremy zawsze mnie piekły. No ale na pudełku było napisane, że krem jest dla skóry wrażliwej i nie zawiera parabenów i innych takich szkodliwych dla skóry substancji. Do tego jest to krem nawilżający.
Pierwsze wrażenia są takie, że krem w ogóle nie piecze. Czyli to już można zaliczyć na plus dla Avonu. Wreszcie wymyślili coś lepszego i dostosowanego do wrażliwej skóry.
Kremik ładnie się wchłania, ale niestety jak przy większości kremów nawilżających efekt nie utrzymał się długo. No cóż, jak widać wszystkiego mieć nie można. Tak czy siak w zasadzie jestem zadowolona z kremu, chociaż trzeba by się nim smarować kilka razy dziennie, żeby skóra była ładna i się nie łuszczyła. Osobom ze zdrową skórą polecam, krem ładnie nawilża twarz, osobom ze skórą chorą jak moja radzę jednak szukać innego kremu :)

środa, 29 kwietnia 2015

Ambasadorka LMP

Dzisiaj dostałam paczkę od Le Petit Marseillais:
A tak wyglądała jej zawartość:
No, nie mogę się już doczekać wieczornego prysznica i przetestowania któregoś z żeli :p Albo moja niecierpliwość mi nie pozwoli czekać do następnego dnia i będę próbowała wszystkie po kolei - cały dzień nie wyjdę spod cieplutkiego prysznica :D



wtorek, 28 kwietnia 2015

Kremy Manuka

Po szoku spowodowanym kolagenem Colway przyszła kolej na kojący dotyk kosmetyków z miodem Manuka.
W moich łapkach znalazły się trzy kremiki - do rąk, do ciała i do twarzy. Wszystkie z nowozelandzkim miodem Manuka.
  1. Krem na dzień, rewitalizujący, kojący: (środkowe pudełeczko) Krem dosyć silnie pachnie pszczelim woskiem, nie wyczuwa się za to żadnych sztucznych zapachów. Tylko ów wosk. Sam krem jest średnio wydajny. Moja skóra niespecjalnie lubi tego typu kremy najwyraźniej, bo krem niechętnie się wchłaniał. Nie był jednak tłusty i niekomfortowy w nakładaniu.Nie było także tłustego filmu na twarzy, czego można byłoby się spodziewać po kremie z miodem i woskiem pszczelim. Po wchłonięciu kremu skóra była delikatna i miękka oraz nie łuszczyła się przez dłuższy okres czasu. Wychodzi więc na to, że najlepszy efekt dają kosmetyki czysto naturalne, bez chemicznego badziewia.
  2. Leczniczy, nawilżający krem do skóry: (górne pudełeczko) Jak poprzedni, ten krem również silnie pachnie pszczelim woskiem, bez żadnych wyczuwalnych sztucznych dodatków. Także jest średnio wydajny i tak samo jak poprzedni niechętnie się wchłaniał. Również po nim skóra była miękka i gładka, co w przypadku skóry na moim ciele jest dosyć intrygującym efektem.
  3. Zmiękczający, ochronny krem do rąk na bazie miodu Manuka: (dolne pudełeczko) Pierwsze co zaskakuje w tym kremie, to zapach. Pachnie prześlicznym, delikatnym zapachem świeżego miodu (aż się głodna zrobiłam :D) i nie sztucznego miodu ze sklepów, tylko tego prawdziwego, niczym świeżo wyjętego z pasieki. Również konsystencja przypomina miód. Ten krem akurat wchłaniał się bardzo ładnie i przede wszystkim, nie musiałam go brać dużo, a dłonie mimo tego były miękkie i miłe w dotyku (zazwyczaj są suche i szorstkie). Efekt również utrzymał się bardzo długo, co w przypadku kremów do rąk graniczy z cudem.
Reasumując, kremy są bardzo dobre, praktycznie oparte jedynie na naturalnych składnikach, dla osoby o zdrowej skórze na pewno będą rewelacyjne, natomiast dla osób z problemami skórnymi również polecam, bo jest kojący i delikatny. Chociaż ja i tak najbardziej rzucam się na krem do rąk ze względu na ten cudowny, apetyczny zapach, który też utrzymał się dość długo :D Kosmetyki można zakupić na http://www.kosmetyki-manuka.pl/

niedziela, 26 kwietnia 2015

Kolagen Colway

Zamówiłam ostatnio sobie próbki kolagenu. Bo tyle się o tym ostatnio mówi, że kolagen leczy skórę, że pomaga, ujędrnia i w ogóle cud naturalny z rybich skór. No to dlaczego by nie spróbować, a nóż kolejny dobry specyfik znajdę?
Według instrukcji na próbce należy nakładać kolagen na wilgotną skórę. No więc umyłam buzię i nie czekając, aż wyschnie posmarowałam się kolagenem. I stwierdzam jedno - nigdy więcej! Piecze jak żywa rana polana spirytusem w celu odkażenia! W miejscu, gdzie kolagen dotknął skóry momentalnie pojawiła się piekąca, czerwona smuga, musiałam natychmiast wszystko zmywać.
Ponieważ jednak byłam ciekawa działania kolagenu na normalnej, zdrowej skórze, to poprosiłam moją mamę o przetestowanie. Po mojej reakcji nie była zbyt chętna, ale jednak dała się namówić. Oto jej wrażenia:
Oczywiście nic jej nie piekło, kolagen nie jest wcale wydajny, sporo potrzeba, aby posmarować całą twarz. Ponieważ jest w postaci bezbarwnego żelu, po nałożeniu wysycha. Po wyschnięciu mama miała uczucie bardzo napiętej i ściągniętej skóry. Mówiąc i ruszając mięśniami twarzy, miała wrażenie, jakby pękała "maska" z kolagenu. Uczucie bardzo nieprzyjemne i niekomfortowe. Niemniej w dotyku skóra była napięta i bardzo delikatna. Oczywiście po jednym razie nie można ocenić leczniczych właściwości kolagenu, niemniej jednak moja mama uznała, że woli inne specyfiki. Hmmm... Może babcia się skusi w takim razie? :D

wtorek, 21 kwietnia 2015

Krem ze śluzem ślimaka

Dzięki uprzejmości Snails Garden Cosmetics dostałam 4 saszetki Kremu odżywczo-regenerującego z naturalnym śluzem ślimaka.
Długo nie chciałam ich ruszyć, no bo jak to, śluz ślimaka? Jakieś paskudztwo, bełe :p Może od razu sobie nałapię ślimaków i na twarz położę.... Fuuuuj :p No ale w końcu się przemogłam.
Pierwsze wrażenia: zawartość swoim wyglądem i konsystencją w żaden sposób nie odbiega od innych kremów, co mnie miło zaskoczyło, jako że spodziewałam się jakiegoś ciągnącego się, śluzowatego paskudztwa. No nic, raz się żyje, smarujemy.
Wrażeń ciąg dalszy: ładnie pachnie, wchłania się bardzo dobrze. No cóż, efekt nawilżenia nie utrzymał się u mnie zbyt długo, jak w przypadku większości kremów. Norma. Natomiast pod wieczór ze zdziwieniem zauważyłam, że twarz jest bledsza niż zwykle. A w końcu zawsze policzki i nos mam strasznie czerwone od popękanych naczynek. No to dobra, smarujemy się i na noc.
Kolejny dzień testów: Skóra rano bez rumienia, co nie jest normalne. Do tego widoczne są tylko te największe pajączki, które i tak już przygasły. Zachęcona efektem posmarowałam się znowu. Tym razem efekt nawilżenia utrzymał się prawie cały dzień. Za każdym smarowaniem twarz coraz bardziej bladła.
Podsumowanie: Twarz ładnie zbladła, rumień zniknął, a z pajączków zostały tylko te, które wcześniej były największe i najbardziej widoczne. Teraz za to są niewielkie i niezbyt widoczne i to tylko po czterech smarowaniach. Ale najbardziej zdumiewającym efektem używania tego kremu jest znikanie dziwnych narośli na nosie, których miałam kilka. To tak jakby pozostałości po trądziku, nie wiem zresztą, ważne, że narośle były zawsze na dużych, pękniętych naczynkach. Teraz nie dość, że te pajączki zniknęły, to narośle widocznie się zmniejszyły, a pajączków pod nimi już nie ma. Tak więc krem ma bardzo silne właściwości regenerująco-naprawiające skórę, z czym jeszcze się nigdy nie spotkałam.

Naprawdę polecam, na wszelkiego rodzaju niedoskonałości skóry. Poprawa kondycji skóry jest bardzo szybka, proces leczenia niedoskonałości zaczyna się niemal natychmiast, a na efekty naprawdę nie trzeba dużo czekać. Krem można zakupić na stronie: http://www.snailsgardencosmetics.com/
Uważam, iż cena nie jest wygórowana, zważywszy na efekty, jakie można już uzyskać używając go zaledwie kilka razy.

Ciasto kokosowe

Po obiadku czas na deser. Czyli ciasto kokosowe :)

Składniki:
  • 250 g miękkiej margaryny
  • 1 szklanka drobnego cukru
  • 2 łyżeczki ekstraktu z wanilii lub paczuszka cukru waniliowego
  • 4 jajka
  • 2 szklanki mąki pszennej
  • 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 1 szklanka wiórków kokosowych
  • 1 szklanka mleka kokosowego
 
Przygotowanie:
Margarynę, cukier i ekstrakt utrzeć razem na puszystą masę. Białka ubić osobno na sztywną pianę. Do utartej margaryny dodawać po jednym żółtka cały czas miksując. Dodać wszystkie inne składniki i zmiksować na jednolitą masę. Pianę z białek delikatnie wmieszać ręcznie.
Przełożyć do formy wysmarowanej masłem i wysypanej bułką tartą lub wyłożonej papierem do pieczenia.
Piec godzinę w 170 stopniach do suchego patyczka.
Wystudzić, polukrować, posypać wiórkami.

Gulasz wieprzowy

Wczoraj na obiad postanowiłam zrobić gulasz. Wszystkim w domu bardzo smakuje, a przygotowanie nie jest zbyt pracochłonne.
Przepis dla 4 osób.

Składniki:
  • 60 dag mięsa wieprzowego
  • dwie większe cebule
  • przecier pomidorowy (duży słoiczek)
  • 3 łyżki keczupu łagodnego
  • po większej szczypcie: bazylii, oregano, tymianku, majeranku, ziół prowansalskich
  • chili/ostra papryka do smaku
  • 2-3 łyżeczki słodkiej papryki
  • czubata łyżeczka curry
  • 1 łyżka miodu prawdziwego
Przygotowanie:
  1. Mięso kroimy w kostkę i rzucamy na rozgrzany olej na patelni. Szatkujemy cebule w piórka i dorzucamy do mięsa. Od czasu do czasu mieszamy.
  2. Przygotowujemy zalewę w połowie litra wody z pozostałych składników.
  3. Gdy mięso się trochę podsmaży, a cebula zeszkli, zmniejszamy gaz na mały i zalewamy przygotowanym płynem.
  4. Dusimy pod przykryciem tak długo, aż mięso będzie kruche, od czasu do czasu mieszając.
  5. Na końcu można sos zagęścić łyżeczką mąki, jeśli dla kogoś będzie za rzadkie.
Można podawać z ryżem lub makaronem. Najlepszy do tego jest mój ryż curry (przepis na blogu) lub makaron typu rurki (niestety kupiłam jedynie muszelki, ale też było smaczne :D)

sobota, 18 kwietnia 2015

Ziaja kozie mleko vs Neutrogena z maliną

Oprócz twarzy muszę oczywiście smarować całe ciało. Kremu do ciała musi więc być odpowiednio dużo. Ostatnio kupiłam mleczko do ciała z Ziaji "Kozie mleko", kompletnie zapominając o tym, że w domu mam jeszcze pół flachy "emulsji do ciała z maliną nordycką" od Neutrogeny.
Tak sobie pomyślałam, który z nich  będzie lepszy? W końcu Neutrogenę już znam, mam ją jakiś czas, no ale niestety ma to do siebie, że jest droga. A mleczko od Ziaji było tańsze. Czy to znaczy, że gorsze? No cóż, przekonamy się.
Ponieważ balsamu z Neutrogeny używam od pewnego czasu mogę powiedzieć, że dobrze się wchłania (tylko dlaczego musi być taki zimny, jak go wylewam na skórę?!), pachnie delikatnie i świeżo, nie powoduje podrażnień. Efekty nawilżenia na mojej skórze (przypominam, to nie jest normalna skóra, tylko chora, z rybią łuską) utrzymują się około 3 godzin. Niemniej nawet na drugi dzień, mimo łuszczenia się, skóra jest nadal dosyć miękka i elastyczna.
Dzisiaj po raz pierwszy spróbowałam nowego kosmetyku. Oczywiście tak samo zimny na skórze, jak Neutrogena, brrrrrr. No ale cóż, z każdym kosmetykiem na ciele jest to samo, więc to żaden wyznacznik :D Niestety Ziaja przegrywa z Neutrogeną. Przede wszystkim nie chce się tak dobrze wchłaniać, trzeba dłuższą chwilę wsmarowywać.Efekt nawilżenia utrzymuje się dużo krócej, do tego mam takie dziwne, mało komfortowe uczucie na posmarowanej skórze - jakbym miała na ciele jakąś dziwną błonkę. Paskudztwo, wierzcie mi. I właśnie dlatego piszę do producentów prośby o próbki, bo w tej chwili całą butlę mogę sobie wyrzucić. Chyba że mama zechce, to dostanie jako niespodziewany prezent ode mnie :)
W tym wypadku okazuje się, że droższy krem jest lepszy, ale wierzcie mi, nie zawsze występuje taka zależność :p Z serii Neutrogena używam również kremu do rąk i pomadki do ust (również z serii malina nordycka) i z całej tej gamy jestem bardzo zadowolona.

Kosmetyki z linii Neutrogena dostępne są praktycznie w każdej drogerii (ostatnio wszystkie Neutrogeny widziałam w Rossmanie) oraz w większych supermarketach, np w Carrefourze czy Kauflandzie. Kozie mleko z Ziaji kupiłam w Rossmanie.

Ryż curry

Ogólnie uwielbiam ryż. I czasem są dni, że wcinam go przez cały tydzień, codziennie :) Przedstawiam mój ulubiony przepis na ryż - ryż curry. Może już gdzieś jest w internecie, może nie, tak czy siak ja go wykombinowałam sama :)

Najpierw surowy, sypki ryż należy podsmażyć na patelni. Dzięki temu potem się nie klei i jest pyszny. Ilość ryżu zależy od ilości osób, które mają go jeść, dwie szklanki wystarczają na obiad dla czteroosobowej rodziny.
Podsmażony ryż należy oczywiście ugotować. Przygotowujemy więc "zalewę" do ryżu. Proporcje to:
1 szklanka ryżu = 2 szklanki wody = 1 kostka rosołowa drobiowa. Znaczy się, na dwie szklanki ryżu dajemy dwie kostki rosołowe i 4 szklanki wody :D Dodajemy również łyżeczkę curry. Zazwyczaj gotuję właśnie dwie szklanki ryżu i spokojnie wystarczy dodanie łyżeczki curry. Opcjonalnie można dodać szczyptę kurkumy.
Zalewamy ryż podsmażony na lekko złoty kolor (zdjęcie wyżej).
Garnek powinien stać na małym gazie i pod przykryciem. A my czekamy, aż ryż "wcmokta" cały płyn. Pi razy drzwi trwa to około 15 minut. Następnie wyłączamy gaz i ryż pod przykryciem dochodzi około 5 minut. Polecam jednak próbować ryż, czasem nie musi dochodzić tak długo :)

Ryż może być zarówno dodatkiem do innego posiłku (na przykład gulaszu) albo samodzielnym posiłkiem. Jest naprawdę przepyszny. Tak wygląda po ugotowaniu (nie dodawałam kurkumy! Z kurkumą jest ciemniejszy).
A tutaj z owym gulaszem :)
Po pysznym obiedzie zalecane jest "pół godziny dla słoniny" z filiżanką pysznej Banchy (japońska zielona herbata). Albo jakiejkolwiek innej, pysznej herbatki, chociaż naprawdę polecam zielone herbaty, są o wiele zdrowsze od czarnej :)

środa, 15 kwietnia 2015

Luxorya

Dostałam z firmy Luxorya 6 takich małych próbeczek - 3 kremy "zielona oliwka" i 3 kremy "bursztyn&kawior".

Postanowiłam wypróbować obydwa kremiki na raz - na jednym policzku jeden, a na drugim drugi kremik. Od razu rzuca się w oczy to, że kremiki są bardzo wydajne. Przy smarowaniu zauważyłam, że krem "zielona oliwka" jest bardziej natłuszczający, co zresztą wcale mnie nie dziwi.
Po pewnym czasie od posmarowania sprawdzam stan skóry. Policzek posmarowany "zieloną oliwką" jest bardziej miękki od tego smarowanego "bursztynem". Po kolejnym odcinku czasu stan ten się utrzymuje, ale do tego na policzku od "bursztynu" pojawiają się pierwsze odstające, łuszczące się kawałeczki skóry. Jest ich bardzo mało, ale jednak są. Po około 6 godzinach od posmarowania skóry obydwa policzki się łuszczą, ale bardzo, bardzo niewiele. Można więc śmiało stwierdzić, że efekt utrzymuje się długo.
Kremy nie podrażniają skóry, niepożądanych reakcji brak. Efekty są dosyć długotrwałe, a skóra jest miękka i delikatna. Jestem z nich zadowolona.

Kosmetyki Luxoryi można kupić na ich stronie internetowej: http://luxorya.pl/

wtorek, 14 kwietnia 2015

Clochee

Jak już wcześniej pisałam, mam rybią łuskę i cerę naczynkową, więc trudno mi dostać dobre kosmetyki, a na eksperymenty niestety mnie nie stać - wiele kremów wyrzuciłam po jednym użyciu. Ostatnio w internecie znalazłam firmę (Polską) Clochee, sprzedającą kosmetyki naturalne. Zwróciłam się więc do nich o próbki kosmetyków, nakreślając sytuację i miła Pani je do mnie wysłała. Taka o to paczuszka do mnie przyszła:

Idąc więc po kolei:
  1. Wygładzający olejek do demakijażu (duża saszetka): dosyć dobrze zmywa makijaż i przyjemnie natłuszcza skórę. Tak więc mamy płyn do demakijażu z jednoczesną funkcją natłuszczenia suchej skóry (brak uczucia ściągnięcia). Łagodzi podrażnienia po makijażu. Mam wrażenie, że nie byłoby problemu z użyciem go po prostu jako zwykłego olejku do twarzy (zamiast kremu).
  2. Przeciwzmarszczkowy krem na dzień (mała, biała saszetka): moment testowania tego kremiku zbiegł się akurat z jakimś takim dniem, że po nocy miałam strasznie podrażnioną skórę. Zdarza się. W takich jednak momentach piecze mnie praktycznie każdy krem do twarzy, bez znaczenia jest reakcja skóry niepodrażnionej. Posmarowałam jednak tę podrażnioną skórę tym kremem i po prostu cud. Żadnego pieczenia, swędzenia, podrażnienia, nic. Skóra była mięciutka, delikatna i wcale nie zaczęła się łuszczyć po półtorej godzinie, jak zazwyczaj. Efekt pięknej, delikatnej skóry utrzymał się cały dzień, co nigdy wcześniej się nie zdarzyło.
  3. Krem odmładzająco-regenerujący na noc (mała, srebrna saszetka): jest wydajny i ładnie się wchłania. Rano twarz wyglądała bardzo ładnie, nie łuszczyła się jak zazwyczaj i nie była również wysuszona. 
Podsumowując, naturalne kosmetyki Clochee bardzo dobrze oddziałują na skórę, efekt utrzymuje się długo, reakcji alergicznych brak, a do tego w razie podrażnień kremy łagodzą pieczenie i "naprawiają" podrażnioną skórę. Link do sklepu internetowego: https://www.clochee.com/

niedziela, 12 kwietnia 2015

Hydraphase Intense Legere

Nie jestem z niej za bardzo zadowolona. Konsystencja jest bardzo wodnista i jak na mój gust za szybko się wchłania. Owszem, nawilża skórę, niestety efekt mija bardzo szybko (przynajmniej w przypadku mojej skóry). Jest w miarę wydajna, ale mimo wszystko wolałabym, by była bardziej gęsta, a efekt dłużej się utrzymywał na skórze.

sobota, 11 kwietnia 2015

Rosaliac CC

W moje łapki dostała się próbka kremu "Rosaliac CC krem" z La Roche-Posay. Według katalogu firmy krem ma zmniejszyć intensywność zaczerwienień oraz wyrównywać koloryt.
 Rosaliac CC jest swoistego rodzaju podkładem. Maskuje rumień i nie wysusza skóry oraz nie piecze. Bardzo ładnie dostosowuje się do koloru skóry i nie rozmazuje się. Odpada więc uganianie się za odpowiednim odcieniem podkładu i odpowiednim kremem od twarzy... Rosaliac CC łączy w sobie nawilżający krem i delikatny podkład. Zdecydowanie dobra rzecz.

RedBlocker krem

Niedawno w aptece dostałam próbki kremu "RedBlocker krem do skóry naczynkowej".

Byłam nieco nieufna, w końcu nie ma sensu wierzyć reklamom, no ale skoro już dostałam próbkę, to postanowiłam ją wypróbować.
I jestem bardzo zadowolona. Posmarowałam się nim raz (jest bardzo wydajny - próbka 2ml wystarczy na jakieś 5 smarowań, a rumień mam na policzkach i nosie) i prawie natychmiast silny rumień na policzkach się zmniejszył. Efekt natomiast utrzymywał się około dwóch dni po posmarowaniu (mimo mycia twarzy).
Krem nie jest taki tani, jednak zdecydowanie warto go kupić, jeśli ktoś ma tak duże problemy z naczynkami, co ja :) Zdecydowanie polecam. A to mój dzisiejszy zakup w aptece :p