Kilka dni temu otrzymałam od firmy Biomed emulsję do higieny intymnej Provag. Była to wygrana w konkursie na testerkę na stronie kobiecosc.info . Zestaw był bardzo fajny, bo oprócz emulsji Provag i próbek w jego skład wchodził niewielki, ale bardzo chłonny ręczniczek i trzy globulki nawilżające. Te dwie ostatnie pozycje nie były wyszczególnione jako skład zestawu, więc byłam bardzo mile zaskoczona rozpakowując paczuszkę.
Za testowanie zabrałam się natychmiast, a próbki rozdałam kobietom w najbliższej rodzinie. Przede wszystkim Provag mieści się w buteleczce z bardzo wygodnym dozownikiem. Jedna doza (jedno naciśnięcie pompki) całkowicie wystarczy na porządne umycie. Żel doskonale się pieni, jest bezbarwny oraz ma delikatny, miły zapach. Doskonale odświeża, a uczucie czystości i świeżości długo się utrzymuje.
Z ulotki wiem, iż różowy Provag jest wręcz polecany do skóry takiej jak moja, tzn. skłonnej do podrażnień, bardzo wrażliwej, a także dodatkowo atopowej. Wprawie nie mam AZSu, ale kosmetyki do tego schorzenia bardzo dobrze się u mnie sprawdzają.
Emulsja zawiera naturalne składniki w postaci metabolitów bakterii z rodzaju Lactobacillus, które to działają przeciwdrobnoustrojowo i pomagają zapobiegać rozwojowi niekorzystnych mikroorganizmów. Emulsja także nie zawiera konserwantów, dzięki czemu nie zaburza naturalnej flory bakteryjnej okolic intymnych. Provag jest tak delikatny, że nadaje się nawet dla małych kobietek :)
Ze stosowania jestem bardzo zadowolona, na pewno będę go kupować.
czwartek, 28 maja 2015
poniedziałek, 25 maja 2015
Perlux White
Po perypetiach z pralką naszedł czas na pranie białego. Wreszcie!
Po wyjęciu z pudełka perły Perlux White czuć intensywny zapach. Dozowanie i metodyka prania taka sama jak w przypadku Perlux Color. W bębnie pralki wylądował szlafrok kąpielowy frotte, w celach testowych możliwości Perluxa skarpetki, których już ze względu na starość nie da się praktycznie doprać, a siedzą w szafie z sentymentu oraz inne części garderoby typowo białe.
Po wyjęciu z pralki zapach prania jest naprawdę śliczny. Delikatny i bardzo orzeźwiający, chociaż zapach samej perły jest bardzo intensywny i mnie osobiście się nie podobał. Jednak pranie pachnie przepięknie :) Przy rozwieszaniu następuje uważne oglądanie efektów. Szlafrok jest bielutki, odświeżony, bardziej biały jak przed praniem. Niestety, skarpetkom nawet Perlux nie dał rady. Pozostaje już chyba z szacunkiem je wywalić, albo zostawić na inne testy. Pozostała część prania jest miękka, delikatna, odświeżona i ślicznie pachnie. Ba, pokój po praniu pachniał świeżością perły przez kilka kolejnych dni.
Reasumując, Perlux White nie jest taką rewelacją, jakiej się spodziewałam, nie zmienia to jednak faktu, że środkiem piorącym jest świetnym. Zdecydowanie bardziej wolę Perlux Color, głównie ze względu na to jego odświeżenie koloru. Niemniej będę polecać obydwa Perluxy, ponieważ ich największym atutem, obok bardzo dobrych właściwości piorących, jest brak konieczności używania jakichkolwiek dodatkowych środków do prania/wybielania/zmiękczania/ochrony koloru.
Po wyjęciu z pudełka perły Perlux White czuć intensywny zapach. Dozowanie i metodyka prania taka sama jak w przypadku Perlux Color. W bębnie pralki wylądował szlafrok kąpielowy frotte, w celach testowych możliwości Perluxa skarpetki, których już ze względu na starość nie da się praktycznie doprać, a siedzą w szafie z sentymentu oraz inne części garderoby typowo białe.
Po wyjęciu z pralki zapach prania jest naprawdę śliczny. Delikatny i bardzo orzeźwiający, chociaż zapach samej perły jest bardzo intensywny i mnie osobiście się nie podobał. Jednak pranie pachnie przepięknie :) Przy rozwieszaniu następuje uważne oglądanie efektów. Szlafrok jest bielutki, odświeżony, bardziej biały jak przed praniem. Niestety, skarpetkom nawet Perlux nie dał rady. Pozostaje już chyba z szacunkiem je wywalić, albo zostawić na inne testy. Pozostała część prania jest miękka, delikatna, odświeżona i ślicznie pachnie. Ba, pokój po praniu pachniał świeżością perły przez kilka kolejnych dni.
Reasumując, Perlux White nie jest taką rewelacją, jakiej się spodziewałam, nie zmienia to jednak faktu, że środkiem piorącym jest świetnym. Zdecydowanie bardziej wolę Perlux Color, głównie ze względu na to jego odświeżenie koloru. Niemniej będę polecać obydwa Perluxy, ponieważ ich największym atutem, obok bardzo dobrych właściwości piorących, jest brak konieczności używania jakichkolwiek dodatkowych środków do prania/wybielania/zmiękczania/ochrony koloru.
czwartek, 21 maja 2015
Khortytsa
Wzięłam udział w konkursie wódki Kortytsa na Facebooku. Konkurs polegał na wymyśleniu hasła do reklamy Khortytsy. I ku własnemu zdumieniu wygrałam! Byłam jedną z 10 nagrodzonych osób... :D A tak wygląda nagroda konkursowa, butla 0.7l Khortytsy :D Będzie degustacja, oj będzie :D
środa, 20 maja 2015
Perlux Color
Wczoraj zaraz po otrzymaniu paczki zabrałam się do testowania. Wybór padł na Perlux Color, jako że akurat miałam robić pranie kolorów. Słowem w pralce wylądowały zielone zasłony, czerwony polar, puchata malinowa sweterko-bluza, kilka T-shirtów i bluzek w różnych kolorach i jakieś dżinsy. A więc wyciągnęłam z opakowania zieloną, ślicznie pachnącą kapsułkę Perlux Color.
Pranie nastawiłam na 40 stopni, tak jak pisało w ulotce. Również pranie prało się ponad 40 minut, wedle zaleceń. Do pralki dałam tylko perłę Perlux, nie dawałam dodatkowo żadnych środków zmiękczających czy płynów do płukania.
Perła rozpuściła się bardzo ładnie, nie zostawiając po sobie żadnych zabrudzeń. Otoczka żelowa również rozpuściła się całkowicie. Obserwowałam piorące się pranie co jakiś czas i zauważyłam, że Perlux nie pienił się za mocno, więc nie trzeba było płukać prania drugi raz, jak to się zdarza przy niektórych proszkach. Po wyjęciu z pralki od razu czuć przyjemny, świeży zapach, jednak wcale nie jest on nachalny.
Wszystkie rzeczy były dobrze wyprane, bez brudnych śladów. Polar nawet miał odświeżony kolor, bardziej intensywny niż po innych praniach. Również dżinsy nie wyblakły po praniu, a wręcz przeciwnie, zrobiły się bardziej granatowe. Reasumując, wszystko wyprało się bardzo dobrze, kolory na wszystkich rzeczach są odświeżone i intensywniejsze. Rzeczy są bardzo miękkie, jak po użyciu płynu do płukania. Również bardzo ładnie pachną, zapach utrzymuje się bardzo długo, pranie wyprane wczoraj pachnie do teraz.
Uważam, że Perlux Color jest bardzo dobrym środkiem piorącym, zastępuje użycie kilku osobnych produktów (proszku do prania, płynu do płukania, środku zmiękczającego, odplamiacza i odświeżacza koloru) jedną kapsułką. Mimo iż do testowania podchodziłam bardzo sceptycznie, starałam się odnaleźć jakieś minusy tych kapsułek (bo jak to tak, recenzja bez żadnej krytyki), to nie udało mi się odnaleźć niczego takiego. Naprawdę uważam, że jest to bardzo dobry środek piorący z tak zwanej górnej półki i zdecydowanie polecam go innym osobom. Dużym ułatwieniem jest także idealne dozowanie środka piorącego - nie trzeba już bawić się z miarkami, nic się nie rozsypuje, nic się nie rozlewa, po prostu jedną perełkę wkładam do bębna i spokojnie czekam, aż pralka skończy prać. Jutro robię pranie białego, zobaczymy, jak Perlux White poradzi sobie ze zszarzałymi skarpetkami, których od wielu prań nie można doprać oraz plamami z trawy na moim białym T-shircie :) Perlux Color sprawił się rewelacyjnie, z czystym sumieniem mogę namawiać na zakup pereł do kolorów :)
Perła rozpuściła się bardzo ładnie, nie zostawiając po sobie żadnych zabrudzeń. Otoczka żelowa również rozpuściła się całkowicie. Obserwowałam piorące się pranie co jakiś czas i zauważyłam, że Perlux nie pienił się za mocno, więc nie trzeba było płukać prania drugi raz, jak to się zdarza przy niektórych proszkach. Po wyjęciu z pralki od razu czuć przyjemny, świeży zapach, jednak wcale nie jest on nachalny.
Wszystkie rzeczy były dobrze wyprane, bez brudnych śladów. Polar nawet miał odświeżony kolor, bardziej intensywny niż po innych praniach. Również dżinsy nie wyblakły po praniu, a wręcz przeciwnie, zrobiły się bardziej granatowe. Reasumując, wszystko wyprało się bardzo dobrze, kolory na wszystkich rzeczach są odświeżone i intensywniejsze. Rzeczy są bardzo miękkie, jak po użyciu płynu do płukania. Również bardzo ładnie pachną, zapach utrzymuje się bardzo długo, pranie wyprane wczoraj pachnie do teraz.
Uważam, że Perlux Color jest bardzo dobrym środkiem piorącym, zastępuje użycie kilku osobnych produktów (proszku do prania, płynu do płukania, środku zmiękczającego, odplamiacza i odświeżacza koloru) jedną kapsułką. Mimo iż do testowania podchodziłam bardzo sceptycznie, starałam się odnaleźć jakieś minusy tych kapsułek (bo jak to tak, recenzja bez żadnej krytyki), to nie udało mi się odnaleźć niczego takiego. Naprawdę uważam, że jest to bardzo dobry środek piorący z tak zwanej górnej półki i zdecydowanie polecam go innym osobom. Dużym ułatwieniem jest także idealne dozowanie środka piorącego - nie trzeba już bawić się z miarkami, nic się nie rozsypuje, nic się nie rozlewa, po prostu jedną perełkę wkładam do bębna i spokojnie czekam, aż pralka skończy prać. Jutro robię pranie białego, zobaczymy, jak Perlux White poradzi sobie ze zszarzałymi skarpetkami, których od wielu prań nie można doprać oraz plamami z trawy na moim białym T-shircie :) Perlux Color sprawił się rewelacyjnie, z czystym sumieniem mogę namawiać na zakup pereł do kolorów :)
wtorek, 19 maja 2015
Kampania Perlux
Jakiś czas temu dostałam się do kampanii testowania pereł do prania Perlux :D Dzisiaj, właśnie przed chwilą, dostałam paczkę ambasadorską. Co zawiera? Oto zdjęcie :D
Opakowanie Perlux Color (tu) - 16 pereł do prania kolorów, opakowanie Perlux White (tu) - 24 perły do prania białego oraz 15 paczuszek do rozdania przyjaciołom i znajomym - w każdej paczuszcze 2 perły Perlux White.
Po otworzeniu obydwu paczek stwierdzam, że Perlux Color pachnie ładniej. Zobaczymy, jak perły sprawią się w praniu, kolory już nastawione :D Teraz tylko czekać, aż się wypierze... Nie mogę się doczekać wrażeń :D
Jeśli chcecie brać udział w kampaniach i dostawać takie fajne rzeczy do testowania, to rejestrujcie się na portalu Streetcom :)
Edycja 17.07.2015: W czasie trwania kampanii Perlux na Streetcomie ogłoszono konkurs na recenzję na forum lub blogu, oczywiście zgłosiłam się :D Dzisiaj przyszła nagroda za wygraną w tym konkursie :D
Dostałam całą kupę pereł piorących Perlux White (114 sztuk :D) i 16 Perlux Colorów :D Jednym słowem - pływam w perłach, nie muszę się martwić o pranie i jestem naprawdę zadowolona :D Tylko niestety moja pralka na ten widok postawiła głośne veto i zdechła (chyba programator) :D
Opakowanie Perlux Color (tu) - 16 pereł do prania kolorów, opakowanie Perlux White (tu) - 24 perły do prania białego oraz 15 paczuszek do rozdania przyjaciołom i znajomym - w każdej paczuszcze 2 perły Perlux White.
Po otworzeniu obydwu paczek stwierdzam, że Perlux Color pachnie ładniej. Zobaczymy, jak perły sprawią się w praniu, kolory już nastawione :D Teraz tylko czekać, aż się wypierze... Nie mogę się doczekać wrażeń :D
Jeśli chcecie brać udział w kampaniach i dostawać takie fajne rzeczy do testowania, to rejestrujcie się na portalu Streetcom :)
Edycja 17.07.2015: W czasie trwania kampanii Perlux na Streetcomie ogłoszono konkurs na recenzję na forum lub blogu, oczywiście zgłosiłam się :D Dzisiaj przyszła nagroda za wygraną w tym konkursie :D
Dostałam całą kupę pereł piorących Perlux White (114 sztuk :D) i 16 Perlux Colorów :D Jednym słowem - pływam w perłach, nie muszę się martwić o pranie i jestem naprawdę zadowolona :D Tylko niestety moja pralka na ten widok postawiła głośne veto i zdechła (chyba programator) :D
poniedziałek, 18 maja 2015
Sushi :)
Były rzeczy dobre dla skóry i włosów, to teraz trzeba coś dobrego dla brzuszka :)
Dzisiaj miałam nieodparte pragnienie spożyć coś niekonwencjonalnego. A że kuchnię azjatycką uwielbiam, co chyba widać, padło na sushi w polskim wydaniu :)
Ponieważ płaty nori są drogie i co tu dużo mówić, nie każdy je lubi i umie dobrze przyrządzić (zwłaszcza taki amator jak ja :D) znalazłam przepis na sushi w specjalnym naleśniku.
Składniki na naleśniki:
Nadzienie:
Wszystkie warzywka kroimy na podłużne, cienkie paseczki. Na naleśniku rozprowadzamy warstwę ryżu, układamy paluszki surimi oraz warzywa i delikatnie zwijamy naleśnik. UWAGA. Naleśnik należy zwijać ostrożnie, ponieważ lubi się rozrywać.
Trzeba poczekać chwilkę, aż naleśnik nieco ostygnie. Następnie pokroić na plastry grubości około 1 cm. Należy podawać z sosem sojowym. Ja akurat miałam sos sojowo-grzybowy, tak czy siak pasował idealnie :)
Dzisiaj miałam nieodparte pragnienie spożyć coś niekonwencjonalnego. A że kuchnię azjatycką uwielbiam, co chyba widać, padło na sushi w polskim wydaniu :)
Ponieważ płaty nori są drogie i co tu dużo mówić, nie każdy je lubi i umie dobrze przyrządzić (zwłaszcza taki amator jak ja :D) znalazłam przepis na sushi w specjalnym naleśniku.
Składniki na naleśniki:
- 4 jajka
- 2 łyżeczki sosu sojowego
- 1 łyżeczka cukru
- 3 łyżeczki oliwy
- 2 łyżeczki białego wina
- 1 łyżeczka mąki (czubata)
Nadzienie:
- szklanka ryżu (ugotowany w 550 ml wody), ryż ma być nieco kleisty po ugotowaniu
- paczka pałeczek krabowych surimi
- ogórek zielony
- papryka czerwona (może być konserwowa)
- papryczka pepperoni (opcjonalnie)
- szczypiorek
- jeśli ktoś lubi, dodatkowo można dodać np sałatę
Wszystkie warzywka kroimy na podłużne, cienkie paseczki. Na naleśniku rozprowadzamy warstwę ryżu, układamy paluszki surimi oraz warzywa i delikatnie zwijamy naleśnik. UWAGA. Naleśnik należy zwijać ostrożnie, ponieważ lubi się rozrywać.
Trzeba poczekać chwilkę, aż naleśnik nieco ostygnie. Następnie pokroić na plastry grubości około 1 cm. Należy podawać z sosem sojowym. Ja akurat miałam sos sojowo-grzybowy, tak czy siak pasował idealnie :)
Smacznego :)
niedziela, 17 maja 2015
Szampon z glinką
Skoro już znalazłam szampon, to wypadałoby go przetestować, bo po ilości saszetek wnioskuję, że zakupiłam je, wsadziłam do szafki i zapomniałam na czas dłuższy... :D A więc. Szampon pachnie dosyć ciężkim, mocnym zapachem. Nie umiem go zidentyfikować, ale bardzo mi się podoba. Jakby się tak zastanowić, to przywodzi na myśl ciężkie powietrze Afryki, przesycone kadzidłem i zapachem piżma. Czyli naprawdę przyjemnie. Szampon zdecydowanie wydajny nie jest. Jedna taka saszetka to na moje włosy było za mało (mam je trochę za ramiona). Musiałam dobrać drugą. Dwie saszetki za to pieniły się bardzo dobrze i porządnie umyły włosy, w sumie tak jak każdy normalny szampon.
Każdy z nas zna tę chwilę, gdy włosy zaraz po umyciu ślicznie pachną, a po godzince, dwóch zapach wietrzeje, zostawiając tylko czyste, puszyste włosy. W przypadku tego szamponu tak nie jest. Zapach utrzymał się na włosach całe dwa dni, a kiedy przez dłuższą chwilę wieczorkiem odpoczywałam, grzejąc włosy swoim ciałem, to te wygrzane miejsca pachniały jeszcze intensywniej. Pierwszy raz spotykam się z tak długo pachnącym szamponem.
Polecam więc każdej kobiecie, która lubi, by włosy oprócz bycia czystymi i puszystymi długo i ładnie pachniały. Zapach natomiast jest idealny na randki lub na wieczorne wyjście.
sobota, 16 maja 2015
AA Hydro Algi
Biorę udział w testowaniu kremów firmy AA z serii Hydro Algi. Do testowania dostałam dwa pudełka - Hydro Algi Różowe i Hydro Algi Błękitne.
Jak pisałam w poprzednim poście, trzeba było posmarować czymś podrażnioną skórę. Wybrałam do tego Algi w kolorze różowym.
Krem ma delikatny kolor różowy (może niezbyt widoczny na zdjęciu, ale jednak jest) i delikatną konsystencję. Jest wydajny, więc takie opakowanie starczy na długo. Bardzo dobrze się wchłania, a oprócz tego, jak zauważyłam, łagodzi podrażnienia. Do tego tak, jak informuje napis na pudełku, naprawdę redukuje przebarwienia i poprawia koloryt skóry. Akurat tak się składa, że mam sporo przebarwień na skórze i pajączków i naprawdę po kilku smarowaniach zaczęły blednąć.
Wcześniej posmarowałam się algami błękitnymi. Tutaj zdjęcie już pokazuje, że kremik jest delikatnie niebieski :) Tak samo jak przy różowych algach, jest delikatny, wydajny i bardzo ładnie się wchłania. Oprócz tego tak jakby chłodzi skórę - ja tego nie zauważyłam, ale moja mama twierdzi, że po posmarowaniu się policzki były chłodniejsze niż zwykle. Efekt działania utrzymywał się dłużej niż u alg różowych, ale błękitne algi jedynie nawilżają. Zdecydowanie wolę więc te różowe, mimo że efekt po nich jest krótszy.
Obydwa kremiki sprawiają, że skóra jest delikatna i gładziutka. Efektów negatywnych zdecydowanie nie zauważyłam w obydwu przypadkach, brak tłustego filmu, uczucia nadmiernej lepkości skóry czy reakcji alergicznych. Bardzo się cieszę, że akurat mnie przypadło w udziale testowanie tych kremów, bo trudno jest dobrać właściwy krem do skóry z problemami. Krem, który można bez problemów kupić w markecie i to za niezbyt wygórowaną cenę. :)
Kampanię prowadziła strona internetowa ibeauty.pl, a ja zostałam jedną ze 100 testerek tych kremów :)
Jak pisałam w poprzednim poście, trzeba było posmarować czymś podrażnioną skórę. Wybrałam do tego Algi w kolorze różowym.
Krem ma delikatny kolor różowy (może niezbyt widoczny na zdjęciu, ale jednak jest) i delikatną konsystencję. Jest wydajny, więc takie opakowanie starczy na długo. Bardzo dobrze się wchłania, a oprócz tego, jak zauważyłam, łagodzi podrażnienia. Do tego tak, jak informuje napis na pudełku, naprawdę redukuje przebarwienia i poprawia koloryt skóry. Akurat tak się składa, że mam sporo przebarwień na skórze i pajączków i naprawdę po kilku smarowaniach zaczęły blednąć.
Wcześniej posmarowałam się algami błękitnymi. Tutaj zdjęcie już pokazuje, że kremik jest delikatnie niebieski :) Tak samo jak przy różowych algach, jest delikatny, wydajny i bardzo ładnie się wchłania. Oprócz tego tak jakby chłodzi skórę - ja tego nie zauważyłam, ale moja mama twierdzi, że po posmarowaniu się policzki były chłodniejsze niż zwykle. Efekt działania utrzymywał się dłużej niż u alg różowych, ale błękitne algi jedynie nawilżają. Zdecydowanie wolę więc te różowe, mimo że efekt po nich jest krótszy.
Obydwa kremiki sprawiają, że skóra jest delikatna i gładziutka. Efektów negatywnych zdecydowanie nie zauważyłam w obydwu przypadkach, brak tłustego filmu, uczucia nadmiernej lepkości skóry czy reakcji alergicznych. Bardzo się cieszę, że akurat mnie przypadło w udziale testowanie tych kremów, bo trudno jest dobrać właściwy krem do skóry z problemami. Krem, który można bez problemów kupić w markecie i to za niezbyt wygórowaną cenę. :)
Kampanię prowadziła strona internetowa ibeauty.pl, a ja zostałam jedną ze 100 testerek tych kremów :)
piątek, 15 maja 2015
Emulsje micelarne
Jak się dzisiaj zdążyłam przekonać, emulsja emulsji nierówna. Skuszona promocją w aptece postanowiłam kupić sobie Emulsję micelarną do mycia twarzy firmy Anida. Kupiłam ją tylko dlatego, że na butelce, co widać na zdjęciu, jest napisane, że jest to specyfik do skóry delikatnej i wrażliwej, nie zawiera mydła i związków zapachowych.
W takim razie niech mi ktoś wyjaśni, co - na wszystkie siły sprawcze, karmy i inne badziewia - w takiej emulsji robi alkohol?! I to mocno wyczuwalny alkohol?! Wprowadzona w błąd nazwą i opisami na butelce nie sprawdziłam składu... Czy raczej sprawdziłam, ale jak już było za późno. Jak zawsze o tej porze wycisnęłam troszkę tego specyfiku na palce i pac! - zaczęłam myć sobie czoło, robiąc najpierw okrągłą plamę na czole, a potem ją rozprowadzając ruchem kolistym. Sądzę, że musiałam wyglądać wręcz uroczo z czerwonym, okrągłym plackiem na samym środku czoła, który wykwitł prawie natychmiast (do tego okropnie piekąc) wabiąc wszelkie spojrzenia smakowitą czerwienią maliny. Nic, tylko karton na łeb i nie pokazywać się światu. Natychmiastowo rzuciłam się zmywać to barachło, bo piekło niemiłosiernie, no ale co dalej? Mordkę trzeba czymś w końcu umyć, mimo że mydłu mówimy stanowcze nie. Cóż, czas wrócić do starych, wypróbowanych resztek gdzieś na szafce :D Swego czasu kupiłam w aptece Emulsję micelarną firmy Cetaphil (swoją drogą sądziłam, że to od Anidy to to samo, tylko pod inną nazwą i z 3 razy tańsze...Cóż, myliłam się.)
Niezawodny Cetaphil nie dość, że pięknie zmywa twarz z codziennego kurzu i pozostałości kremów, to do tego NIE PIECZE! I nie robi kretyńskich, malinowych placków na środku czoła. Tak więc jeżeli macie skórę alergiczną, wrażliwą i/lub podrażnioną, NIGDY, NEVER nie kupujcie emulsji micelarnej od Anidy. Albo po prostu przez kupnem każdej nowinki sprawdzajcie uważnie skład, żeby nie skończyć jak ja - z głową ukrytą pod ścierką do mycia naczyń :D Ot co :D
Podrażnioną skórę trzeba jednak czymś nasmarować, żeby podrażniona być przestała. A czym? O tym w następnym poście :P
środa, 13 maja 2015
Le Petit Marseillais
Jak już wcześniej pisałam, zostałam Ambasadorką Le Petit Marseillais. Czas więc na recenzję otrzymanych produktów :)
Najpierw do testów wybrałam sobie mleczko do ciała. Zawsze jestem ciekawa takich kremików i balsamów, więc to idzie na pierwszy ogień. A więc najpierw umyć się pod prysznicem, a potem wysmarować. Do mycia za pierwszym razem wybrałam próbkę kremowego żelu pod prysznic "Kwiat pomarańczy". Pierwsze wrażenie - zapach bardzo przyjemny, chociaż nie nachalny, bardzo delikatny, idealny na chwile relaksu. Ma ładny, kremowo biały kolor, ale jak na mój gust jest troszkę za płynny. Mimo tego bardzo ładnie się pieni i zmywa stresy całego dnia. Po umyciu skóra jest miękka i o dziwo moja skóra nie wyschła tak bardzo, jak zazwyczaj.
Po przeschnięciu sięgnęłam po mleczko nawilżające do bardzo suchej skóry "Lait Hydratant" z olejkiem arganowym, słodkim migdałem i masłem Shea. Gęsta konsystencja specyfiku ładnie się rozprowadza po skórze, a skóra bardzo chętnie go wchłania. Efekt nawilżenia i miękkiej skóry utrzymywał się dosyć długo i do tego bardzo przyjemnie pachniało. Działanie można przyrównać do profesjonalnego dermokosmetyku przeznaczonego do pielęgnacji skóry suchej i z problemami.
Przy następnej kąpieli wzięłam sobie delikatny żel pod prysznic i do kąpieli "Pomarańcza i Grejpfrut". Wybitnie dominującym zapachem żelu jest zapach grejpfruta, jednak jest on bardzo przyjemny i orzeźwiający. Zamknęłam oczy i próbowałam wyczuć zapach pomarańczy, jednak niestety, grejpfrut przejmuje kontrolę :) Czułam się jak w grejpfrutowym raju! Bardzo ładnie się pienił, skóra jest naprawdę delikatna i jedwabista w dotyku i co najdziwniejsze, po dłuższym czasie na skórze znika zapach grejpfruta, a uwidacznia się zapach pomarańczy, niewyczuwalny podczas kąpieli.
Kolejna kąpiel i kolejne wrażenia zapachowo-dotykowe. Teraz delikatny żel pod prysznic "Werbena i Cytryna". Tutaj dominuje zapach cytryny, werbena pozostaje jakby w oddali. Zapach oprócz tego jest taki nieco słodkawy. Bardzo ładnie się pieni, chociaż też troszkę płynnawy. Ogólne wrażenie bardzo pozytywne, zwłaszcza iż na dłuższy czas na skórze pozostaje zapach werbeny. Tak, zapach cytryny ulatnia się szybko, ale delikatny, przyjemny zapach werbeny pozostaje na dłuższy czas, wywołując uczucie otulenia miękkim kocykiem pachnącym niczym łąka pełna ziół.
Podsumowując, produkty zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie. Każdy z nich jest bardzo wydajny, o niepowtarzalnym zapachu. Pomarańczę i Grejpfruta polecam w momentach, gdy potrzeba orzeźwienia i energii na cały dzień, Kwiat pomarańczy jest idealny w środku dnia, na chwile przyjemnego relaksu i spłukania z siebie codziennych stresów, natomiast Werbena i Cytryna są idealne na wieczór, przed snem, przyjemnie koją zmysły i kołyszą do snu. Wszystkie te kosmetyki polecam dynamicznym, wymagającym kobietom, ale również takim, które potrzebują chwili dla siebie, a nie zawsze znajdują na nią czas w pełnym pracy dniu.
Po przeschnięciu sięgnęłam po mleczko nawilżające do bardzo suchej skóry "Lait Hydratant" z olejkiem arganowym, słodkim migdałem i masłem Shea. Gęsta konsystencja specyfiku ładnie się rozprowadza po skórze, a skóra bardzo chętnie go wchłania. Efekt nawilżenia i miękkiej skóry utrzymywał się dosyć długo i do tego bardzo przyjemnie pachniało. Działanie można przyrównać do profesjonalnego dermokosmetyku przeznaczonego do pielęgnacji skóry suchej i z problemami.
Przy następnej kąpieli wzięłam sobie delikatny żel pod prysznic i do kąpieli "Pomarańcza i Grejpfrut". Wybitnie dominującym zapachem żelu jest zapach grejpfruta, jednak jest on bardzo przyjemny i orzeźwiający. Zamknęłam oczy i próbowałam wyczuć zapach pomarańczy, jednak niestety, grejpfrut przejmuje kontrolę :) Czułam się jak w grejpfrutowym raju! Bardzo ładnie się pienił, skóra jest naprawdę delikatna i jedwabista w dotyku i co najdziwniejsze, po dłuższym czasie na skórze znika zapach grejpfruta, a uwidacznia się zapach pomarańczy, niewyczuwalny podczas kąpieli.
Kolejna kąpiel i kolejne wrażenia zapachowo-dotykowe. Teraz delikatny żel pod prysznic "Werbena i Cytryna". Tutaj dominuje zapach cytryny, werbena pozostaje jakby w oddali. Zapach oprócz tego jest taki nieco słodkawy. Bardzo ładnie się pieni, chociaż też troszkę płynnawy. Ogólne wrażenie bardzo pozytywne, zwłaszcza iż na dłuższy czas na skórze pozostaje zapach werbeny. Tak, zapach cytryny ulatnia się szybko, ale delikatny, przyjemny zapach werbeny pozostaje na dłuższy czas, wywołując uczucie otulenia miękkim kocykiem pachnącym niczym łąka pełna ziół.
Podsumowując, produkty zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie. Każdy z nich jest bardzo wydajny, o niepowtarzalnym zapachu. Pomarańczę i Grejpfruta polecam w momentach, gdy potrzeba orzeźwienia i energii na cały dzień, Kwiat pomarańczy jest idealny w środku dnia, na chwile przyjemnego relaksu i spłukania z siebie codziennych stresów, natomiast Werbena i Cytryna są idealne na wieczór, przed snem, przyjemnie koją zmysły i kołyszą do snu. Wszystkie te kosmetyki polecam dynamicznym, wymagającym kobietom, ale również takim, które potrzebują chwili dla siebie, a nie zawsze znajdują na nią czas w pełnym pracy dniu.
wtorek, 5 maja 2015
Avon Nutra Effects Hydration
Ostatnio po długim biciu się z myślami postanowiłam wypróbować nowy krem od Avon. Generalnie nie przepadam za tą marką, ich kremy zawsze mnie piekły. No ale na pudełku było napisane, że krem jest dla skóry wrażliwej i nie zawiera parabenów i innych takich szkodliwych dla skóry substancji. Do tego jest to krem nawilżający.
Pierwsze wrażenia są takie, że krem w ogóle nie piecze. Czyli to już można zaliczyć na plus dla Avonu. Wreszcie wymyślili coś lepszego i dostosowanego do wrażliwej skóry.
Kremik ładnie się wchłania, ale niestety jak przy większości kremów nawilżających efekt nie utrzymał się długo. No cóż, jak widać wszystkiego mieć nie można. Tak czy siak w zasadzie jestem zadowolona z kremu, chociaż trzeba by się nim smarować kilka razy dziennie, żeby skóra była ładna i się nie łuszczyła. Osobom ze zdrową skórą polecam, krem ładnie nawilża twarz, osobom ze skórą chorą jak moja radzę jednak szukać innego kremu :)
Pierwsze wrażenia są takie, że krem w ogóle nie piecze. Czyli to już można zaliczyć na plus dla Avonu. Wreszcie wymyślili coś lepszego i dostosowanego do wrażliwej skóry.
Kremik ładnie się wchłania, ale niestety jak przy większości kremów nawilżających efekt nie utrzymał się długo. No cóż, jak widać wszystkiego mieć nie można. Tak czy siak w zasadzie jestem zadowolona z kremu, chociaż trzeba by się nim smarować kilka razy dziennie, żeby skóra była ładna i się nie łuszczyła. Osobom ze zdrową skórą polecam, krem ładnie nawilża twarz, osobom ze skórą chorą jak moja radzę jednak szukać innego kremu :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)