Zamówiłam ostatnio sobie próbki kolagenu. Bo tyle się o tym ostatnio mówi, że kolagen leczy skórę, że pomaga, ujędrnia i w ogóle cud naturalny z rybich skór. No to dlaczego by nie spróbować, a nóż kolejny dobry specyfik znajdę?
Według instrukcji na próbce należy nakładać kolagen na wilgotną skórę. No więc umyłam buzię i nie czekając, aż wyschnie posmarowałam się kolagenem. I stwierdzam jedno - nigdy więcej! Piecze jak żywa rana polana spirytusem w celu odkażenia! W miejscu, gdzie kolagen dotknął skóry momentalnie pojawiła się piekąca, czerwona smuga, musiałam natychmiast wszystko zmywać.
Ponieważ jednak byłam ciekawa działania kolagenu na normalnej, zdrowej skórze, to poprosiłam moją mamę o przetestowanie. Po mojej reakcji nie była zbyt chętna, ale jednak dała się namówić. Oto jej wrażenia:
Oczywiście nic jej nie piekło, kolagen nie jest wcale wydajny, sporo potrzeba, aby posmarować całą twarz. Ponieważ jest w postaci bezbarwnego żelu, po nałożeniu wysycha. Po wyschnięciu mama miała uczucie bardzo napiętej i ściągniętej skóry. Mówiąc i ruszając mięśniami twarzy, miała wrażenie, jakby pękała "maska" z kolagenu. Uczucie bardzo nieprzyjemne i niekomfortowe. Niemniej w dotyku skóra była napięta i bardzo delikatna. Oczywiście po jednym razie nie można ocenić leczniczych właściwości kolagenu, niemniej jednak moja mama uznała, że woli inne specyfiki. Hmmm... Może babcia się skusi w takim razie? :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz